piątek, 27 kwietnia 2012

Odmieńcy i Kwiatki


Tam gdzie kwitną te same ładne twarze, dziesiątki ich, a nawet setki nastaje nudny ład. Tam gdzie wszystko istnieje by stanowić ład, nie ma miejsca na taplanie się w błocie i obrywanie płatków o gałęzie. Tak samo jak nie ma tam miejsca na przypatrywanie się motylom i dostrzeganie, że są pełne robaczywego antyuroku. Należy przyjmować je z rozwartymi płatkami, nastawionymi pręcikami, otwartym słupkiem. Wszystko się tu zlewa w jedną plamę, w białe mleko, albo chmury. Integralne współistnienie w grzecznym pięknie i słodkiej woni.




Tam gdzie biegają zupełnie różne od siebie, z rozmachem malowane twarze panuje porywający chaos. Tam gdzie wszystko istnieje by stanowić porywający chaos, nie ma miejsca na spokojne dryfowanie po cichym jeziorze czy na łagodny taniec, w którym wszyscy znają te same, jednoczące kroki stawiane od setek lat. Tak samo jak nie ma miejsca na wzajemne słuchanie swych niestworzonych opowieści, które kłębią się niczym dym w bezgranicznie twórczych głowach. Wszystko jest tu rozerwane, między biegaczami wrzosowisk nie ma nici porozumienia. Ich głowy to kopalnie najszlachetniejszych kamieni, lecz każda kopalnia zawiera inny minerał, a minerały ciężko zlać w agregat.





 




Wirowała po łąkach tak beztrosko, że zapominała gdzie jest ziemia, gdzie niebo, a gdzie ona sama. Raz nogami brodziła po niebie, raz w nim nurkowała, potykała się o wystające korzenie wiatru i rybie gniazda. I gdy tak już wszystko stało się otaczającymi zewsząd tęczowymi ścianami tornada postanowiła na chwile zatrzymać bieg. Padła postrzeloną sarną na miękki mech. Zmęczyła się sobą. Zapragnęła choć przez chwile napić się z cudzego źródła życia. Gdy powieki zaczęły się rozsuwać, ukrytym za nimi oczom ukazały się dziwne twarze. Były tak blade i niemalże przeźroczyste, że ciężko je było od siebie odróżnić. Milczały wydzielając srebrną ciszę. Przyglądała się im z ciekawością dziecka. One natomiast były jak kamienie. Fascynowało ją to wspólne trwanie w spokoju. Nie znała tego uczucia, była pełna burz i erupcji. Zmęczyła się swoją ciągłą aktywnością. Zapragnęła dołączyć do bladego bractwa ciszy.

 

 
 
Jedna z miliona identycznych twarzy wyjrzała przed siebie. Otworzyła zalepione nektarem oczka i dostrzegła dziwną twarz. Zupełnie nierównomierną i niegładką. Twarz ta nie była brzydka, tylko niespotykana. Wydała jej się po prostu dziwna. Kwiatek nie była w stanie odczuć nic poza typowym zdziwieniem, krytyka w jej środowisku była zabroniona. Nosicielkę dziwnej twarzy mianowała Odmienną. Po pewnym czasie przyglądania się odczuła coś więcej - ciekawość. To było nowe, nieznane uczucie. Zmusiło ją ono do ciągłego przekręcania główki. Zaczęła również rozpylać nowy zapach, dużo intensywniejszy niż zapach srebrnej ciszy.




Odmienna była wrażliwa na wszelkie zmysłowe doznania. Od razu odróżniła zapach ciekawości od reszty. Węch doprowadził ją do jedynego ruchomego stworzenia. Zbliżyła się do niego, a jej pochopność skłoniła ją do dotknięcia źródła zapachu. Gdy przykryła główkę kwiatka nozdrzami, przeniosła się do sfery jego percepcji. Poznała drugą istotę. Zupełnie różną od siebie. Wewnątrz zapanowała harmonia pełna jasności, słodkości i łagodności.





Kwiatek został wciągnięty przez jaskrawe obręcze tunelu osobowościowego prosto do głowy Odmiennej. By się w niej utrzymać musiała podjąć decyzję czy chce pozostać, czy powrócić. Było to nie lada wyzwanie dla kogoś dotkniętego zobojętnieniem. Czy to pod wpływem wewnętrznej perswazji Odmiennej, czy to pod wpływem skrywanego pragnienia, Kwiatek postanowiła rozkwitnąć na nowo w cudzej głowie. Spojrzała w dół i zobaczyła wijące się pod stopami glizdy i padalce. Nigdy wcześniej nie widziała brzydoty. Od kiedy zobaczyła cudownie złote słońce i cudownie srebrny księżyc nie widziała niczego poza nimi. Teraz jednak przyjrzała się ziemi na nowo. Z początku odrzucił ją widok błota czy pełnego gnijącego mułu stawu. Jednak po jakimś czasie zaczęła się w nich pławić. Czuła ich niepowtarzalną oślizgłość i przyjemny chłód. Wznosiła błotniste fontanny. Martwe ptaki układała w dziuplanych mauzoleach. Bawiła się w berka z błyskawicami. Wskakiwała w tornada. Ujeżdżała wilki. Wrzosowiska, jaskinie i drzewa były jej domem. Nie była sama. Była samodzielna i wolna. Była zbudzona ze śpiączki. Pobudzona do życia. 















































 Odmienna  osiągnęła błogi spokój. Wszystkie jej lęki, fascynacje i pasje zostały uśpione. Wydawać by się mogło, że zostanie on niczym nie zmącony. Jednak nagle ktoś zaczął ją atakować. Skuliła się w sobie, zamknęła swoje płatki by nie dopuścić do siebie napastnika. Jednak siła mocniejsza od niej samej zapanowała nad jej ciałem. Jej członki zaczęły drgać i bezsilnie uległa nieproszonemu gościowi. Był nieprzyjemny, namolny i niedelikatny. Mimo swej natarczywości odczuł, że coś jest nie tak. Odczuł upór w oporze. Zdziwiony zapytał dlaczego maluczki kwiateczek sprzeciwia się wielkiej naturze, która chce jak najlepiej dla swych dzieci, i tak to urządziła, żeby na ziemi panował ład. Odmienna chciała wykrzyczeć swoje zdanie, ale kwiatek nie pozwolił  jej nawet dojść do cichego głosu. Pokora, której do tej pory tak się brzydziła, zapanowała nad nią. Przyjęła więc nieokrzesanego motyla, z początku z upokorzeniem, później z akceptacją, aż w końcu z poczuciem spełnienia. Stanowiła część wielkiego ładu, aby się wypełniał musiała mu wiernie służyć zapominając o sobie.



 
Kwiatek w Odmiennej wróciła na swoje drzewo i od tej pory patrzyła i widziała, uwielbiała wiatr i nie znosiła susz.
Odmienna w Kwiatku wróciła na wrzosowiska i od tej pory słuchała i słyszała, lubiła wsłuchiwać się w niestworzone historie innych odmieńców i nie znosiła gdy inni nie słyszeli się nawzajem.