Matula wyczuwała dzień odlotu z gniazdka. Nie tylko się go obawiała, nie przyjmowała go do wiadomość, a wskazówki zegara wieku zbliżały się do liczby 18 swoim własnym, przewrotym tempem. Gdyby tak tylko wystarczyło wyciągnąć baterie, Matula nie zwlekałaby. Tak bardzo chciała zatrzymać córkę przy sobie, tak bardzo. A im bardziej chciała tym bardziej wydawało jej się to realne.
Pewnej znowóż bezdzietnej nocy Matula postanowiła zwrócić się z prośbą o ukojenie dla jej duszy do Mocarnej Wierzby, zamieszkującej brzeg pobliskiej rzeki od niepamietnych czasów. W ofierze złożyła rozpłataną srebrzystą rybę, którą wrzuciła do rzeczki, błagając przy tym o spełnienie jej życzenia za wszelką cenę. Pełna jak się okaże niepłonnej nadzieji, powróciła do swojej lichej chatki i zapadła w głęboki niczym studnia sen. Obudziła ją melodia rodem z dreszczowców. Była upiornie piękna. Mieszanka syreniej ballady z demonicznym jekiem. Dźwięki dobiegały z łazienki. Matula popędziła tam czem prędzej. To co ujrzała nie jedną matkę zwaliłoby z nóg, a i nie jednej postawiło by włosy dęba.
- Moja nadroższa, jedyna osłodo mego nędznego życia, cóżem ci uczyniła?! - zawodziła czarownica przykładajac dłonie do rozdziawionych ust.
Wodniczka wiła się spiralnie ze zespojonymi kończynami, zakończonymi srebrzystą, rybią płetwą, a z gardzieli miast ludzkiego głosu wydobywał się nieludzki, operowy lament. Zwróciła się do matki nienawistnym spojrzeniem, które przemawiało za tony pretensji które kumulowały się w jej syrenim ciele. Matula nie mogąc udźwignąć potwornego obrazu i dźwieku, wybiegła z domu w popłochu na podwórze. Udała się w stronę Mocarnej Wierzby, która lada chwila wyrosła przed nią majestatycznie. Matula miała ochotę obedrzeć ją z kory. Uważała ją bowiem za główną sprawczynię paranormalnej tragedii. Poczęła wszelakoż jedynie przeklinać swe tragedionośne słowa puszczone na wodę przede dzień nikczemnego wydarzenia. Natura nie pozostała obojetna na jej męki. Tchnienie wiatru przyniosło ostudzenie i powróciło postradane na moment zmysły. Matula dopiero teraz zdała sobie sprawę ze swego bezgranicznego szczęścia w nieszczęściu. Powróciła do swojej poza ziemskiej córki i złożyła na jej płetwie pełen czułości pocałunek. Spętana matczyną miłością biedaczka przyjęła go pokornie.
Pokonywała cztery ściany pokoju, pokonywała mury domy, pokonywała ogrodzenie, pokonywała granice swojego miasta, nie raz, nie dwa granice państwa. Żadna z przeszkód nie była do tej pory dość harda by stanąc na drodze Wodniczki do wolności. Do pochłaniania jej wszystkimi członkami ciała, każdego dnia, bez wyjątku. Teraz nie była w stanie pokonać cienkiego, porcelanowego naczynia wanny. Pies dingo na uwięzi to mało. Rajski ptaszek w klatce to mało. Śródziemnomorska rybka w szklanym, kulistym akwarium mało. Wszystko to mało napisane w obliczu fatalizmu w który została wplątana Wodniczka. Wysuszenie łusek nieszczęśnicy okazałoby się śmiertelne w skutkach, dlatego też wystawianie rybiego ogona poza ramy łazienkowego świata było zdecydowanie wzbronione. Wszelkie próby ucieczki od poczęcia zostawały skazywane na fiasko przez sąd rozsądku. Cóż czynić? Poddać się katorgiom symulowanego uszczęśliwiania matki bez walki, czy po rycersku stawić czoła przeciwnością losu, a co za tym idzie wydrążyć w matczynym sercu rysę głebokości Rowu Mariańskiego? Dla bohatera tragedii antycznej wybór nie do pozazdroszczenia.
Cierpiała po ludzku. Płakała nieludzko. Nieludzko płakała. Po ludzku cierpiała. Wymiennie. Nabrała wprawy i przyzwyczjenia, a to co kiedyś nie do przyjęcia, obróciło się w chleb powszedni.
Matula pochłonięta pieczołowitym doglądaniem swego wodolubnego ratolośla nie dostrzegała jej znojów. Z jej perspektywy wszystkie puzzle naraszcie zaczynały tworzyć niewybrakowaną układankę. O jakże się myliła beztrosko podlewając swoją latorośl, karmiąc ją, pojąc, pielęgnując. O jakże się myliła! O jakże zamydlone sielanką oczka ją zwiodły, o jakże! Aż cząsteczki wanny czasem drgały, rwąc się by ostrzedz Matulę przed katastrofą lewitującą w powietrzu. Po krótkim zastanowieniu odpuszczały jednak sprawę. Jakaż ta kobiecina rozradowana swoim macieżyńswtem, które nareszcie może uprawiać bez umiaru. Szczęście ma to do siebie, że nie trwa wiecznie. A skoro jest tak ulotne, niechaj trwa póki może, do woli. Gdy zniemoże dopiero wtedy przyjdzie pogodzić się z jego brakiem. Dochodziły do wniosku cząsteczki wanny i przestawały drgać. A Matula była im za to wdzięczna. Nikt nie miał prawa stracać jej z nosa drogocennych, różowych okularów, a mimo to doceniała wszytskich za ich godne poklasu trzymanie gęby na kutkę. Nie jednego z pewnością swieżbiło, ale się powstrzymywali. Matula była im za to stokrotnie wdzięczna. Gdyby nie oni, cała ułuda roztrzaskała by się na drobne, niemożliwe do pozbierania w jedną kupę kawałeczki.
Wyżyna dzień, góra dwa, dzieliły Wodniczkę od skońcenia 18 roku życia, z którym do czasu, wiązało się mnóstwo rozległych zamiarów i dalekosiężnych planów. Wszystkie zatopione. Każdy z nich jedynie przeźroczystym topielcem. Zamieszchłe. Porzucone. Wygnane. Zatopione. Zastąpione.
W związku z nowo nastałymi okolicznościami, stanowiska starych planów zajęły nowe modele. Nadwyraz adekwatne do niepodważalnie przykrych okoliczności. Wodniczka postanowiła bowiem dosłownie stawić krok w dorosłość. Załuskowane nogi i opłetwione stopy były dla niej jedynie tym co zagiety rąbek u spódnicy, dla baletnicy. Nie stanowiły przeszkody. Ostatnie chwile przynależności do królestwa ryb upływały Wodniczce na makabrycznych ariach chóralnych, w których przeważały triumfalne manipulacje głosowe. Prócz nieskazitelnej akustyki panującej w łaźniowym pomieszczeniu, nikt tego nie wychwycił. Wrzaski umilkły gdy nadeszła północ. Wraz z wybiciem godziny 00:00, wybiła chwila wyjścia.
Organizm wytrzymał dłużej niż którykolwiek z bilologów by oszacował. Natomiast Wodniczka wytrzymała areszt wannowy znacznie krócej niż spodziewała się Matula, spodziewająca się całej wieczności. Na powierzchni ziemi, bez nawadniania wytrzymała bite 10 minut. Ubezwłasnowolnienia przez swoją obsesyjnie oddaną matkę, nie wytrzymała dłużej niż 5 tygodni.
Zakończnie Dość Szczęśliwe:
Zerwała łańcuch. Złamała druciane kraty klatki. Stukła szklaną kulę na tysiąc kawałków. Odzyskała swój utracony bezcenny klejnot.Zakończenie Niezbyt Szczęśliwe:
Zerwała więź z matką. Złamała jej serce. Stukła ułudę na tysiąc kawałków. Odebrała jej bezceny klejnot.- Wybacz Matulo.
- Wybacz Wodniczko.
koszula nocna - SH
korale - prezent
Photos by Package
Bajkę i całą sesję wraz z Package pragniemy zadedykować naszej jednej jedynej w swoim rodzaju, niemożliwej do zastąpienia Mamie, która kończy dziś 41 latek. Najlepszego Mamuś!:*
P.S
=
Za gratulacje złożone w komentarzach pod poprzednim postem, za które do tej pory nie podziękowałam, dziękuję. :)
Te zdjęcia są skonczenie piękne.
OdpowiedzUsuńSkąd ta sukienka?
Z czego zrobiłaś 'skarpetki' i...'rękawiczki'?
Zdjęcia są cholernie niesamowite:)
OdpowiedzUsuńA ktoś na nich po prostu piękny.
Fascynująca baśń i ilustracje, czytałam i oglądałam z ogromna przyjemnością :) Bardzo spodobała mi się atmosfera niesamowitości i grozy, którą świetnie oddają zdjęcia. Myślę, że biorąc pod uwagę talent i nakład pracy, to jeden z najpiękniejszych prezentów jakie można otrzymać. Wszystkiego najlepszego dla Mamy :)
OdpowiedzUsuńboz, dlugo nie zagladalam, a Ty jak zwykle kwitniesz, zachwycasz, szalejesz... Gratuluje wygranej, jak dla mnei Twoj projekt byl najlepszy, bo nie przesadzony acz fantazyjny. Dziewczyno, amsz talent, przyszlosc i osobowosc, pedz jak ta kometa!!!! Ja, wierna fanka, trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńmi już brakuje słów aby wychwalać Twoją kreatywność...ona aż kipi!!!!
OdpowiedzUsuńnie wiem czy pisałam już ,że moja córka tez uczy się LP :)
odnośnie poprzedniego postu- byłaś niesamowita,Twoja modelka również!
wróżę Ci wielką karierę..
Fascynujesz, czarujesz, przerażasz.
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak to opisać.
to nawadnianie i niektóre zdjęcia przypominają mi film "Raport mniejszości", Monika z Tbg
OdpowiedzUsuńjak zwykle fajny pomysł na sesje i ubiór.
OdpowiedzUsuńbrakuje mi trochę ostrych, nie ziarnistych zdjęć.
Po prostu Cię kocham! <3 :*
OdpowiedzUsuńDziękuję.
OdpowiedzUsuńriennahera - Koszula jak to już napisałam pod sesją, jest z ciucholandu, a "bandaże" z białych, siateczkowych rajstop. :)
Klamoty - dziekuję w imieniu swoim i mamy.
gosia - wspominałaś gosiu, o ile mnie pamięć nie zwodzi... Ale LP nie w Lublinie, jak mniemam?
agacior89 - ma nadzieję, że przerażam umiarkowanie...^^
Anonimowy - przyznam sie szczerze, że filmu nie widziałam, ale skojarzenie w zupełności być może trafne.
Zakochany Anonimie po prostu współczuję. Miłość do wirtualnych kreatur to katastrofa jedna wielka.
Extra zdjecia! W szcegolnosci ten drugi zestaw od dolu w wannie.
OdpowiedzUsuńwielbię Twoje włosy,głos i dłonie, które mówią wszystko:)
OdpowiedzUsuńzdjęcia idealne, czekam tez na nocne zdjęcia z fleshem!(te typowo fashionowe):)
jeszcze niedawno "moja szafa" wyglądała podobnie, jednak szybko okazało się, że moje ciało nie wygląda w nich naturanie, zostałam więc tylko niewolnicą bladej mody ulicznej
Twoje zdjęcia są fascynujące, każdy detal dopracowany.Trzymaj tak dalej!
OdpowiedzUsuń