sobota, 24 kwietnia 2010

Komety, które wyszły z kryjówek i Etiuda Pasikonika.

Tym razem czeka was historia oparta na faktach. Historia bandy młokosów, którzy pewnego dnia postanowili wystawić nosa z poza swoich kryjówek, by pokazać światu co w nich tkwi. A tkwiło sporo, choć były nie za wielkie. Do tego przełomowego posunięcia, los skusił każdego z nich przynętą. Postawił przed nimi szansę na sukces w postaci konkursu na zaprojektowanie kreacji. Kreacje, jak sama nazwa konkursu nakazywała, miały być "Otulone Szalem Pięciolinii", natchnione twórczością Fryderyka Chopina i wywodzące się z epoki romantyzmu, bądź przynajmniej nawiazujące do niej. Przynęta chwyciła w mgnieniu oka. Hordy przedstawicieli młodego pokolenia, zakasało rękawy i wzięło się do roboty. Początkowo w ich zadaniu leżało jedynie zaprojektowanie stroju. Pomysły kilogramami zaczęły kłębić się w głowach. Jeden za drugim zostawały przelewane na kartki szkicowników, na stronnice skoroszytów, na chusteczki higieniczne, na opakowania po bombonierkach. Nadawalo się wszystko co znajdywało się w zasięgu ręki. Gdy z pośród dziesiątek szkiców zostały nareszcie wyselekcjonowane najlepsze, powędrowały drogą pocztową koperty z zacną zawartością prosto do paszczy skrzynki pocztowej Zespołu Państwowych Szkół Plastycznych w Warszawie.


Poniżej "Etiuda Pasikonika" autorstwa Panny Awangardy.





Początkiem kwietnia z pośród setek prac wyłonionych 20, z pośród setek małoletnich entuzjastów mody wyłoniona garstka. Dla tych którzy zostali wydobyci i wyodrębnieni z całej masy, było to nielada osiągnięcie. Przeszli do kolejnego etapu, kolejne wrota otwarły się. Stopień trudności wzrósł, a czas na stanięcie na jego wysokości kurczył się z każdą minutą. Rozpoczęła się wielka gonitwa z bezwzględynym wrogiem zwanym złowrogo Czasem. Niektórym nie starczyło kondycji, innym zabrakło samozaparcia, a jeszcze innym pomocy ze strony drugiego człowieka. Ci jednak, którzy bez względu na przeszkody, nie poddali się, sprostali zadaniu. Pokonali wroga.



21 kwietnia gmach Zespołu Państwowych Szkół Plastycznych w Warszawie wyczekiwał śmiałków przy ulicy Smoczej. Uroczysta gala finałowa planowana była na godz. 13, jednakowoż młodocianych kreatorów mody spodziewano się już na 9 rano. Panna Awangarda spóźniła się gustownie niespełna godzinę, jak to na nią przystało. A gmach ZPSP Warszawa obawiał się już, iż się nie zjawi. Bynajmniej, pojawiła się, na dodatek z całym swoim batalionem, na który składali się modelka Sasza, fotografka Package (bądź Nelka, jak kto woli), prawny opiekun Ojczulek, oraz wykonawczyni stroju - Sorka. Ojczulek został w ulubowanym przez się granatowym Volviaku, by odespać minioną noc w obitym skrórą fotelu. Pozostała część kompani ruszyła przed siebie w stronę licealnej sali gimnastycznej, gdzie przygotowania do pokazu mody, odbywały się już pełną parą.








Jeden kąt sali należał do lekko osowjałej Fryzjerki, drugi do lekko oddanej zawodowi wizażystki, trzeci do lekko uginającego się pod poczestunkiem Stołu, a czwarty do lekko batikowych Parawanów. Pannie Awangardzie wszystko dookoła wydało się bardzo pociągające. Sala wręcz mieniła się ciekawymi twarzami, należącymi do ciekawie przyodzianych ciał. Sceneria iście inspirująca. Ciekawość zżerała ją bezlitośnie z każdym rzutem oka na umieszone na wieszaku opakowane materiałowe dzieła sztuki. Swoje własne trzymała w tekturowym pudełeczku. Wyglądało bardzo niepozornie. Był to kamuflaż. Choć raczej z przypadku.




Po godzinnej bezczynności, kuble kawy, kilkunastoma zamienionymi zdaniami, jednej terenoznawczej wycieczce do toalety i z powrotem, parokrotnym zlustrowaniu otoczenia Panna Awangarda zastała oddech czasu na swoich plecach. Przekonał ją, że przyszedł czas najwyższy by ustawić Saszę w kolejce do Fryzjerki, tudzież Wizażystki. Gdy Sasza znalazła się pod władaniem nieposkromionej prostownicy i nieokrzesanej kredki do oka, jak na złość postanowiono skrzyknąć wszystkich przed wybiegiem i wykonać próbę nr 1.




Siłą rzeczy Panna Awangarda zastąpiła poddawaną zabiegom upiększania Saszę. Przed wtargnieciem na wybieg natknęła sie na jedengo ze współczesnych potomków Napoleona Bonaparte. Okazało się, że ten doskonale zdawał sobie sprawę, z tego, jak bujne wirtualne życie P.Awangarda prowadzi. Słowem została zdemaskowana! Jej zdumienie odebrało jej na chwilkę mowę, ale w przeciągu paru sekund struny głosowe i język odzyskały przytomność. Kapelusz o dalekosiężnym rądzie na nic się zdał.



Na dole udokumentowana nowa znajomość, która zawarła się z Panną Awangardą. Po lewo Grześ - projektant, po środku Rafał - model Napoleon. Pozdrawiam, miło mi, że mnie zdemaskowaliście. ;)





Po owej miłej niespodziance, z nieznaczną niechęcią i krepacją podefilowała chwilę po wybiegu jak jej przykazano, i wróciła do swoich. Sasza zaczęła wyglądać coraz to bardziej olśniewająco, fryzura została dopełniona makijażem, a makijaż fryzurą. Strój usiłował się wydostać z pudełka, miał już dość egzystowania w ukryciu. Nastał jego czas.

O to i on:



Sasza po nałożeniu go przeistoczyła się w niesfornego Pasikonika rodem z Krainy Czarów.






Wraz z wybiciem godziny 12 przybyła próba generalna. Timberlake rozbrzmiał w głosnikach. Nogi pierwszej modelki powiodły ją na scenę.







Po próbie generalnej wszyscy skryli się za kulisami by na secenie mógł rozgoscić się przybysz z Azji - utalentowana pianistka, która bezwątpienia urozmaiciła całą uroczystosć. Widownia obfitowała w licealistów, nauczycieli, oraz innych mniej lub bardziej szacownych gości, a dotknięci stresem uczestnicy konkursu cierpliwie warowali za ścianą. Panna Awangarda odnajdywała ukojenie dla nerwów w ledwo słyszalnych dźwiękach klawiszy fortepianu. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo gdy tylko energiczny Timberlake zastąpił, ulatujące daleko hen melodie Chopina, nie jeden układ krążenia oszalał. Zabobonne zaciskanie kciuków wydało się Pannie Awangardzie najsłuszniejszą czynnością na najbliższe dwie minuty. Skupiła się, więc głównie na uprawianiu przesądu.









Gdy Sasza stąpała po wybiegu, kciuki P.Awangardy siniały z braku dokrwienia, a oddech stawał się coraz to mniej uładzony. Gdy wróciła z publicznego spaceru, awykonalnym było trzymanie emocji w ryzach, więc z pełną dezynwolturą P.Awangarda zawisła jej na szyji. Zaraz jednak musiała ją uwolnić, ponownie wzywali na scenę, nie było przeproś. Cóż zrobić, taka kolej pokazu. Panna Awangarda znowu została za kulisami jak ten palec, otoczona ciekawymi twarzami należącymi do ciekawie przyodzianych ciał. Niektóre twarze wygladały w mniemaniu jej oczu całkiem znajomo, a w paru przypadkach zdawało się jej, że zetknęła się z autentycznymi sobowtórami. Na ten przykład z sobowtórem Alice Point! P.Awangarda dosłownie włosy by sobie dała obciąć, że jeśli nie sobowtór to już napewno krewna. Na doszukiwaniu sie znajomych wśród jeszcze nieznajomych zleciały jej ostatnie chwile, przed pogromrem. Nastąpiło on całkiem prędko. Przynajmniej dla osoby czymś pochłonietej. Projektanci pognali w szykownym korowodzie na drugą stronę, zajmując pozycje obok swoich ludzkich manekinów. Gdy P. Awangarda u boku Saszy górowała już nad publikom, w tłumie modelek, modeli i projektantów rozpierało ją gorąco i niepohamowana chęć zejścia ze sceny, bądź przynajmniej wstąpienia w ciało osoby z widowni. Gdy znalazła wzrokiem Sorkę, Ojczulka i Package zdecydowała pozostać w swoim ciele, na swoim miejscu. Gorąc był jednak dojmujący, trzeba mu to było przyznać. A osiagnął apogeum gdy doszło nareszcie do sedna całego zamieszania. Przyznawanie miejsc, nagród i gratulacji.

- Trzecie miejsce ex- aequo dla:



Z nagrodą trzecią przyszło się Pannie Awangardzie obejść. Obeszła się, bezboleśnie.


- Drugie miejsce, ex aequo nr 10, i nr:

10? Czyżby? A więc z tą nagrodą przyszło się Pannie Awangardzie pogodzić. Uczyniła to z niewymowną przyjemnością. "Pierwsze miejsce do zdobycia w przyszłości" - pomyślała. Zawsze wolała mieć coś przed sobą, niżeli za.



- Pierwsze miejsce dla:



Pogratulować jakże zacnego sukcesu w tak młodym wieku. :)


- Oprócz tego, nagroda publiczności... - z którą Panna Awangarda powinna się pożegnać bo z Warszawy nie pochodzi - ...dla nr 10.
Sasza spojrzała na numerek który dzierżyła w dłoni z niedowierzaniem. Pannie Awangardzie zgieło to stawy w kolanach. Zmuszona je była jednak migiew wyprostować, by ponownie czmyhnąć na scenę. Kolejne wystapienie z szyku, kolejne wystąpienie publiczne, za sprawą jej czelności jednak na tym nie poprzestało. Postanowiła dobyć mikrofonu raz jeszcze by złożyć dzięki całej społeczności warszawskiego plastyka, które zapragnęła powtórzyć i na łamach swojego bloga.





Znaleźliby się tacy co stwierdzili na co mi to było. Na upartego doszukało by sie i takich, którzy obmywali czerwone z podniecenia policzki własnymi łzami topiąc w nich nieopisywalny zawód. Ale dokopałoby się i do tych którzy cieszyli się sukcesem innych gratulując im bez pierwiastka zawiści. A co najlepsze nie trudno było odnaleźć tych, którzy nie żałowali złamanej sekundy, którą roztrwonili na często mordercze prace, po to tylko by wyjść z kryjówki, mieć swoją chwilę zajaśnienia w cudzych oczach i błyskawicznego zagaśnięcia. Po to tylko by stać się kometą.


Cudnie jest być kometą. Oj cudnie.







Kącik dziękczynny P.Awangardy:

Są osoby, bez których do niczego by nie doszło, a nawet jeśli by doszło to nie tak znakomicie. Dziekuję Sorko Alicjo Kuśmierczyk za ogromny wkład w realizacje mojego projektu, za wyrozumiałość, cierpliwość i poświęcenie. :*

Spasiba Saszka za twoją odwagę i dołożenie wszelkich starań, aby na moment zaczarować czas. Powtórzę się - spisałaś się! :*

Dziękuję Package za wierne udokumentowanie najmniejszego szczególiku. Ten post jest w połowie twój, jak zwykle zresztą. :*

Dziękuję Ojczulku za pieniądze i czas, których Ci wiecznie brakuje, a które mimo to udaje Ci sie dla mnie zagospodarować. :*

Dziękuję Tkaczuchy za rady i niemal namacalne wspracie, oraz osobno Kasi za pomysł babusowy, trafiony w dziesiątkę, oraz Wiki za próbki materiałów. :*

Dziękuję Sorze Figlu za zmajstrowanie nieprzeciętnej pałki z bambusa i ping-ponga.

Dziękuję jury i społeczności Liceum Plastycznego w Warszawie za uznanie i docenienie.

Oraz dziękuję rodzinie, przyjaciołom i czytelnikom bloga za to, że miałam się z kim podzielić wesołą nowiną. :)

13 komentarzy:

  1. Boskie o.O
    Jak będę sławna (marzenie xD) to będę chciała nosić twoje projekty
    McQueen ci nie dorasta do pięt, przy najmniej wg mnie, ten projekt cudny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Poraz kolejny gratluję, szczerze cieszę się Twoim zwycięstwem i miło, że wspomnaiałaś o duecie z Wrocławia - Napoleon ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. ciesze się wraz z tobą :) należało się bo i moim zdaniem twoja kreacja była jedną z najlepszych, a już na pewno dopracowana co do szczegółu :) tyle talentów w p. Awangardzie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwsze miejsce całkowicie niezasłużone. Paskudne to coś :P Podoba mi się pierwsze zdj po słowach: "Nogi pierwszej modelki powiodły ją na scenę." GRATULUJE! :) Należało się!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdecydowanie przyznałabym Ci pierwsze miejsce. Piękna kreacja!

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję!!!! Strój dopracowany w każdym mm! A ten dekolt - po prostu boski!! Wszystko idealnie zgrywa się z modelką, tworzy nieodłączną całość. Tylko jednego nie mogę pojąć, czemu II miejsce??!!! Według mnie jesteś bezkonkurencyjna! Świetny początek, tylko tak dalej i wyżej!

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratulacje! Cudowny projekt :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Gratulacje panno Awangardo! :D Twoja stylizacja jest absolutnie fenomenalna i wielkie brawa za taki pomysł! Realizacja jest również świetna i ja również przyznałabym Wam 1 miejsce :D No ale 2 też jest świetne :D No i przyznam, że z przyjemnością czytałam całą relację.
    A teraz mała prośba - bądź tutaj częściej!

    OdpowiedzUsuń
  9. gratulacje. bardzo fajnie wyszło :) zwłaszcza te guziczki...

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana nasza, gratuuulaacje! Jak najbardziej zasłużona nagroda. Nawet nie wiesz jak mi się ciepło na serduszku zrobiło za te podziękowania! ;) :*

    OdpowiedzUsuń
  11. łał, naprawdę świetnie! gratuluję!
    :)

    OdpowiedzUsuń