niedziela, 28 marca 2010

Dolina Erudycji i Jej Pan i Pani.

Dźwigamy dwa bagaże. Bagaż przyszłosci i bagaż przeszłości, które działają jakby klepsydrycznie. Z początku jeden jest pusty, a drugi tak przepełniony, że udźwignięcie go sprawiłoby nie lada trudność nie byle jakiemu kulturyście. Z czasem jednak z bagażu przepełnionego, kilogramu po kilogramie zaczyna ubywać, na rzecz bagażu pustego, który zaczyna masy nabierać. Przywodzi to na myśl piasek ulatniający się z jeden szklanej komory klepsydry do drugiej. Z tą różnicą, że w przypadku bagaży otwarty jest jedynie jenden z nich. Drugi, aż do ostatecznego opróżnienia pozostaje niezbadany. Jego pełne poznanie gwarantuje pozbycie sie obydwu, i napełnienie obolałych ramion i nadwyrężonego kręgosłupa niewymowną ulgą.


Podreptywała teraźniejszo i chyżo. Taka jedna bezpretensjonalna obieżyświatka.

Uczepiił się jej cień przyszłości którego chciała sie pozbyć. Przyszłości nie można odciąć od tak sobie. Co za purnonsens strzelił jej do głowy?! Wszak z przeszłością jest jak cieniem. Przeszłość, która nie dawała się odciąć, raz była zamierzchła, a raz tak nieopodalna, że można ją było bez większego trudu pomylić z teraźniejszością. Gdzie by jednak nie popatrzył była cienista, a rzetelnie tłumiona przez prawowitą teraźniejszość, dawała się we znaki umiarkowanie często. Jakby tego było mało na ramieniu nosicielki swego losu, zawisła zwinięta w kłębuszek, bądź guzełek może nawet prędzej, przyszlość. W odróżnieniu od skażającej przeszłości, przyszłości nie chciała się pozbyć za nic w świecie, poprzez chociażby pozostawienie na bruku. Była zbyt fascynująca, i zbyt obiecująca. Niekiedy odległa jak Mongolia, niekiedy bliska jak Słowacja, nie mniej jednak zawsze równie fascynująca.





Tobołek dyndał beztrosko, uwieszony na kiju. Kij uginał się pod ciężarem dyndaka tak pokaźnie, że na jego powierzchni zaczeła wytyczać się trasa przyszłego peknięcia. Kij jeden tylko wiedział, że kroi się podwójne peknięcie. Był on bowiem medium, miedzy przyszłoscią, a jej właścicielem. Nie pisnął jednak ani słówka. Czekał cierpliwie. Los niejakiego poprzecznie prążkowanego dziwadła, które zwykło płatać ludzkim istotą figle i pękać bez ich pozowlenia, nie leżał w jego interesie. "Serce idzie utrzymać w jedym kawałku, w nienaruszonym stanie póki jest drewniane", pomyślał, po czym myśl o organach wewnętrznych odgonił, podobnie jak odganiał nekajace go wizje przyszłości i natrętne muszki co rusz go obsiadające. Skupił się na falującej za nim drodze, chowając język za drzazgami.

Wyczuwale było dla Naturalistki rozkojarzenie towarzyszące kijowi gdyż co chwila obsuwał się z jej poirytowanych swoją dolą ramion. Uparcie upominała go i wyrywała z niemych dywagacji. Znacznie jej to bowiem wędrówkę utrudniało. A dystans, który się przed nią rozpościerał nie szczędził jej kilometrów. Starała się go pokonywać, ze sprawnościa młodego boga. W końcu przystanęła jednak, gdyż sprawowanie Kija Jasnowidza było nie no zniesienia.


-Co z tobą u licha? Cel nasz odległy, więc nie rozrzedzaj mi ruchów z łaski swojej. Wietrzę kolejną wizję przyszłości. Podzielisz się skoro już przycupnęlismy? Jakiej treści wiadomość otrzymałeś od zawartości zawiniątka, które Ci ciąży?
- Pppp... Pęknie Ci... Pęknie Ci Kij Twój Jasnowidz znaczy się, lada moment.
- Nie pekaj brahu, nie pękaj, bo serce mi pęknie, a wtedy obydwoje będziemu straceni. - a to przenikliwa bestia, przejrzała mnie na wylot! Pomyślał zdumiony Kij Jasnwidz.

- Zostało nam niewiele czasu. Wedle przepowiedni Twoja zagłada zbliża się milowymi krokami. Prócz pęknięcia mojego szkieletu świeci sie również pekniecie Twojego serca. Twoja zagłada depcze nam po piętach. Los nasz nieuchronny pani najłaskawsza, przyjaciółko najserdeczniejsza. Pozbyć się go możemy w sposób jeden jedyny w swoim rodzaju.

- Absolutnie. Nie będziemy uciekali się do ostateczności! Dobrze zdajesz sobie sprawę z tego jak tragiczne w skutkach by to było. Nastąpi to dopiero po dotarciu do Świątyni Omnibusa, on nam pomoże. Tylko jego rozsądek może się mierzyć z otchłanią przyszłości. Nie pękaj wiec brahu, nie pękaj.

- Zaiste. Nieznaczne opróżnianie zawiniątka, mogłoby skończyć się wysypaniem wydarzeń niezbędnych, które w rezultacie doprowadziłyby do zahwiania misternie utrzymanej równowagi we wszechświacie. To odpada. Ryzyko zbyt wielkie. Wstrzymamy sie więc dla dobra nieuchronności.

- Nie pękaj brahu, nie pękaj. - Takim o to pokrzepiającym akcentem zakończyła Naturalistka posiedzenie i zapoczatkowała dalszą podróż opierając się na wzorowo piechórskich stopach.





Świątynia Omnibusa znajdowała się w sercu odludzia. Aby możliwość przetrwania tam, równała się więcej niż zeru, wystarczyło odznaczać się niepojmowalnym dla społeczniaków samotnictwem, oraz niepojmowalnym dla humanistów mizantropizmem. Obie te cechy były nieodzownymi domenami Naturalistki. Tak, więc dopóki trudny do zdzierżenia kij trzymał swe emocje na wodzy, cień przeszłości nie podstawiał jej nóg, a zawiniątko przyszłości nie przybierało na wadze, dopóty kroczyła pewnie, nie dając się zatrzymać nawet ostro zakończonemu kamieniowi balangującemu w bucie. Gdy dbrnęła do rozwidlenia dróg pozwoliła sobie na wątpliwości. Jeden ze szlaków był kręty, i prowadził w dół doliny. Przywoływał na myśl serpetntnę wyłożoną muszelkami, wszelkich gabarytów. Drugi natomiast jakby na siłe chciał się sprzeciwić swojemu sąsiadowi, był antagonicznie prościuteńki jak autostrada, i prowadził pod górę. Awykonalnym było doszukanie sie jego kresów gołym okiem. Naturalistka w geście załamywania rak, znowu chciała zabierać się za rozwiązywanie zwiniątka, ale tak samo jak razem poprzednim, Kij Jasnowidz bronił sekretów przyszłej gehenny dziewczyny zaciekle.

- Nie możesz wiecznie polegać na tym bezbronnym zawiniątku. Napewno jest słuszniejszy sposb na upwnienie się która droge obrałaś w przyszłości. - zaprotestował kompan.

- Jakież to utrudnienie, ten brak znajomości tego co nas czeka. Wydaję mi się, że wyczekuje mnie ścieżka wybrukowana piaskowcem. Wyglada tak, jakby wyciągała do mnie swoje otwarte ramiona. Jest taka prostolinijna, a to co prostolinijne z regułu właściwe. Brakuje mi jednak pewności. Może to pozór.

- Zerknij na pobocze drożyny z piaskowych płytek i drożyny z muszelek. Przed każda z nich obija się na nieskoszonej trawie bliżej nieokreslony typek. Podejdźmy i spytajmy się czy mają pojęcie o tym, przy czym legli.

Zbliżyli, więc nosa, ale Naturalistka zaraz odsunęła go z powrotem zostając odrzucona stęchłym fetorem. Z poczatku nie wierzyła własnym nozdrzą, ale gdy ośmieliła się zbliżyć raz jeszcze, nie miała watpliwości. Mała, zleżała istotka cuchnęła jak legiony rozkładających się sunksów - sunksów zombi. Odór był wręcz widzialny, wręcz namacalny, ale z pewnością nieopisywalny.

- Co ty najlepszego wyprawiasz?! - zbulwersował się Kij Jasnowidz, którego drewniany zmysł powonienia od poczęcia odmawiał mu posłuszeństwa.

- Ten ususzony cudak, capi jak stopy ogra po tygodniowej tułaczce. - wyjaśniła zdrętwiała ofiara smrodu, a Kij Jasnowidz zachichotał na tę wieść, co jeszcze bardziej wyprowadziło ją z równowagi.

- Kimże jesteście wonni przyjaciele? Musicie być niezwykle pracowici skoro tak smakowicie pachniecie. - zagaił jeden z roślinnych degeneratów, a z paszczy to mu śmierdziało, tak, że badziej wrażliwy to by trupem padł.






- Na imie mi Naturalistka. A to mój druh Kij Jasnwidz. Jak się ma zapach do pracowitości, bo chyba nie chwytam, ale pan to wytwornością zapachu nie grzeszy.

- Ma się i to grubo. Otóż moje ty pachnidełko na dwóch kończynach, smród to kara za lenistwo mówiąc najprościej. Jestem przysłowiowym Leniem Śmierdzącym. Leżę na trawie i nic nie robię cały dzień. - przyznał się bez ogródek.

- Nie chcesz się tego pozbyć?

- Lenistwa czy smrodu?

- Jedno idzie z drugim w parze, z tego wynika.

- Zaiste, zaiste. Pozbyć się tego chcę nie za specjalnie. Dobrze mi z tym. Taka moja natura. Ja próżnuje, a inni harują. Jestem jedym z elementów utrzymującym równowagę w przyrodzie. Gdyby nie ja, wszytsko to poszłoby z dymem. Choć o pracy czasami lubię sobie pomarzyć.

- Hmmm. Skoro tak, to można uznać, że się w pewnym sensie poświęcasz dla dobra sprawy. Tak, więc nie bede Cie namawiała do zmiany stylu życia. Mam wszelakoż niebagatelną prośbę.

- Jeżeli tylko będzie mi się chciało, to ją spełnię. Wydajesz się być rezolutna, a takie to zawsze urzekają.
- Dokąd prowadzi droga przy której leniuchujesz? - spytała pełna nadzieji.

- Ojojoj. Będę musiał wytężyć moją ususzoną pamieć. Wydaję mi sie, że po paru krokach wzdłuż owej drogi trafia się do Doliny Erudycji, którą włada jakiś Alfa i Omego. Czy jak to mu tam.
- Chcesz powiedziec Onibus?

- Tak, tak. W istocie. Onibus. Podstępny monarha z niego. Podobno już nie jedną niewiastkę omamił swą bezdenną wiedzą i przenikliwością. Słyszałem różnorakie legendy na jego temat. Jeżeli to do niego się udajesz, miej się na baczności. Poznanie nieznanego to ogromna pokusa. Nie daj się zwieść wszechwiedzy, nie powinna ona przysłaniać całego świata. Miej się na baczności dziewczyno. Wiedząc wszystko można równie dobrze we wszystko zwątpić.

- Wysiliłeś się tym razem. Nie ma co! Dziękuję za rady, ale nic mnie już nie powtrzyma. Obiecuję trzymać rękę na pulsie. Wielce mi pomogłeś! Jestem twą oddaną dłużniczką. A teraz muszę już pędzić przed siebie.

- Potyraj za mnie co nieco to będziemy kwita. Do widzenia pachnidełko na dwóch kończynach!

- Żegnaj Leniu Śmierdzący!


Nasza piechórka nie zdążyła postawić dziesiatego kroku z kolei, a już uczuła że ktoś, coś, gdzieś w nią tchnął. Wszystko co tego tyczyło było zupełnie bliżej nie określone. Jedno było pewne, zmieniły się reakcje jej zmysłów. Wszystko było wyraźniejsze. Tak jak to oczom astygmatyka, po włożeniu dopasowanych doń szkieł, ukazuje sie wyraźniejszy świat, tak i jej się teraz taki ukazał. Przekroczyła barierę oświecenia. Oznaczało to, że dotarła na miejsce, a panoszący się do tej pory okurantzm został zażegnany.





Każda najdrobniejsza komórka jej ciała, każdy atom, który się na nią składał, mógł poszczycić się intelektem dorównujacym freudowskiemu. Światłość umysłu Omnibusa była zakaźna. Zarazić sie nią można było w promieniu 10 km., zarówno droga kropekową, pokarmową, jak i inhalacyjną. Unikniecie zakażenia było przpuszczalnie niemożliwe. Naturalistka nie znała dokładnej przyzyny jej olśnienia, mimo że znajdowała się wprost, na wprost jej bystrych ślepi. Zniebieściały z mądrości, zadrapany pazurem czasu, wystawnie zapuszczony i zapomniany wehikuł. Sprawca metamorfozy mentalnej Naturalistki.






Fale w czasie sztormu, nie dorastały do piet, potędze fal inteligencji jakie wysyłała niepozorna, błękitna maszyna. Były tak intensywne i mocno skupione, że przedarcie się przez nie, było cięższe, niż zdobycie Mont Everestu. Kij Jasnowidz pragnął się wycofać jak nigdy dotąd, Naturalista jednak była nieugięta. Wyczuwał podstęp, ale ta parła dalej. Coraz to więcej intelektu pulsowało jej w żyłach, a to sprawiało jej nieprzeciętną rozkosz. Na nic nie baczyła. Była zachłanna. Łaknęła tej osobliwej substancji, która teraz zajęła cały jej układ krwionośny, bardziej niż szczęścia, bardziej niż miłości, bardziej niż czego kolwiek. Gdy dotknęła sztywnej, szorstkiej skóry okrywającej Onibusa znalazła się na rubieży rozkoszy. Rozpierał ją oślepiający blask. Tak oślepiający, że oślepił nawet jej cień.






- Witaj jaśniepani, jam Omnibus. Sługa uniżony twej urody i elokwencji. Oddaj mi swą duszę, serce i wolną wolę, a ja pozwolę Ci spojrzeć do zawiniątka kryjącego największe tajemnice nieuchronnej przyszłości, bez poniesienia konsekwencji. Mało tego, pozwolę zgłębić ci tajniki najbardziej mistycznej wiedzy, oraz uczynię Cię swą królową i obdaruje życiem wiecznym. Jesteś Pani zainteresowana ofertą? - przemówił opanowanym, klarownym, absolutnie męskim i męrdczym głosem władca Doliny Erudycji.


Naturalistce wciąż jeszcze kołowało się w głowie od natłoku wrażeń. Była paradoksalnie otumaniona inteligencją. Jej intuicja podpowiadała jej jednak, że powinna się trzymać od tego oferującego się nonszalanta z daleka. Jej rozum był wycieńczony, a ciało domagało się odpoczynku. Mimo to nadal była głodna wiedzy i nadal korciło ją by przejrzeć przyszłość na wskroś. Pokusa goniła pokusę. Na ratunek jej rozsądkowi przybył na całe szczęście Kij Jasnowidz, którego niestety nie poznała bo stała się ślepa na wszystko co nie wiązało się z Doliną Erudycji.


- Nie słuchaj tego obłudnika. Chce Cię zbałamucić, o ile już tego nie dopiął! - przemawiał do rozsądku przyjaciółki.

- Haha! Cóż to za suchelec nam tu tyle zgiełku i zamętu przyspaża. Moi podwładni zaraz się nim zajmą, tymczasem ty podaj mi swą jedwabistą dłoń i racz złożyć mi pokłon. Uznam to za przyjęcie mej propozycji.


Kija Jasnowidza bezwłocznie pojmano. Biorac pod uwagę, że teoretycznie należał do przyrody nieożywionej był bezsilny. Naturalistka została sama ze swoją decyzją, ze swoją cienistą przeszłością i ze swoją zawiniętą póki co w kłębuszek przyszłością.

- Pozwól mi pierw zajrzeć do zawiniątka. Wtedy zdecyduję. Potrzebuję zaliczki. Pewności, że mnie nie oszukujesz. - postawiła warunek.

Omnibus podumał chwilkę, podumał momencik, podumał minutkę, aż dał się przekonać iskierkom błagalnym świergocącym w oczach jego wybranki. Mocą swoją niepojętą uchylił, więc rabka tajemnicy jej przyszłości. Oczywiście miał w zamierzeniu zadbać o to, by wszystko zostało przedstawione w jaskrawych barwach. W tym celu wystarczyło napocząć zawiniątko z północno-wschodniej strony. Nieopacznie jednak stało się tak, że strony świata mózgowi na czterech kołach się pomieszały. Geografia nie była jego mocną stroną. Zamiast wspaniałości które niecierpliwie czekały na Naturalistkę tuż za framugą drzwi, dziewczyna ujrzała sytuację kontrastową. Omnibus ukazał jej jak po zaprzedaniu mu duszy nigdy nie będzie się mogła stad wydostać, choćby nie wiem jak mocno jej serce z tęsknoty za światem zewnętrznym pekało (tu też się miała wypełnić wizja Kija Jasnowidza). Ukazał jej jak z każdym dniem serce jej, które odda mu na dłoni, zacznie jej zanikać nie będąc używane. Ukazał jej jak bardzo będzie miała skorumpowaną wyobraźnię i rozum wyrzekając się wolnej woli. Naturalistka widząc to podskoczyła z przestrachu, tak wysoko, że upadając wylądowała na grzbiecie Omnibusa.





Omnibus był w podeszłym wieku, więc był bardzo podatny na wszelkie schorzenia. Jednym z nich była osteoporoza. Gdy ciężar ciała, kości, a przede wszystkim umysłu Naturalistki, który ważył już prawie tonę, obarczyły grzbiet przekletego szarlatana, kregi z jego kręgosłupa zaczęły odskakiwać niczym pchełki. Jego kruche kości nie podołały temu incydentowi. Przez to Omnibus stracił piątą klepkę, bo w głowie mu się nie mieściło, że zamiast górować nad wszystkim i wszystkimi, znalazł się tym razem widzialnie pod. Był jak po zabiegu lobotomii. Naturalistka wykorzystała dogodną sytuację by uderzyć. Będąc w stanie intelektualnego rozkwitu, siłą swego umysłu, pokonała Omnibusa.

Cała mądrosć ulotniła się w postaci błękitnego pyłu, który jego oprawczyni schowała skrzętnie w srebrnej urnie. Pył został uznany za prochy świetności byłego króla Doliny Erudycji, który został zdeanimizowany. Stąd urna. Miała wydźwięk iście symboliczny. Po deanimizacji prorok stał się najzwyklejszym, zgruchociałym pojazdem, nadajacym się jedynie na skup złomu. Naturalistka ulitowała się nad ofiarą i sporzadziła sobie z niego swoją własną Światynie Kultu Erudycji.





Ślepy cień przeszłości wzroku nie odzyskał jednak już nigdy, dlatego Kij Jasnowidz nadal murszał w lochach. Naturalistka nie uważała tego za słuszne, z niewiadomych dlań przyczyn. Po dwóch latach znaleziono w którejś z celi, jego przepołowione zwłoki. Dochodzenie wskazało na to, że obsunął się ze swojej leżanki z taką niefortunnością, iż wyzionął ducha na miejscu. Taka była kolej rzeczy. Ostatni pomost ze światem zewnętrznym został zerwany. Naturalistka została, więc sama jak ten palec, w Dolinie Erudycji po wieki wieków. I choć była karykaturalnie inteligentna czuła się bezkresnie głupia życiowo. Dzień po dniu odnosiła wrażenie, jakby rodziła się na nowo z każdym przebudzeniem. Bez wspomnień, bez umiejetności, bez doświadczenia. Każdego poranka, wraz z wypatrywaniem nadejścia jutrzenki, wypatrywała nadejścia wspomnień z ubiegłego dnia. Te jednak tendencyjnie nie przybywały. Gdy wyjrzała za nimi razu pewnego, po raz enty, z monstrualnego zawodu pekło jej serce. Został jej jedynie przepełniony zbednościami mózg, który na nic się już zdawał. Sam zatracał sie w swojej zasobności, czym sprawił, że Naturalistka zwątpiła we wszystko.





Ostatkiem racjonalności zwróciła się o pomoc, do zawiniątka, które jako jedyne napawało ją płonną nadzieją na jaskrawsze jutro. Ku jej zdziwieniu było lekkie jak okruch kurzu. Okazało sie puste. Wypełnione jedynie ciemnością i zpachem fiołków.

sukienka (właściwie to spódnica) - SH

sweter - SH

chusta, ktróą przepasanam - SH

trampki - SH




Photos by Package :*.

[*].

poniedziałek, 15 marca 2010

Dziewczynka Tym Razem Bez Zapałek. Paranormalna Podróż Nostalgii.

A co jeśli za samiusieńkim krańcem wszechświata zaistnieją kręte ulice prowadzące do nikąd? Miliardy, może nawet biliardy ulic. A na tych ulicach zaszyją się wymiary stuwymiarowe. Przepełnione one bedą stuwymiarowymi przedmiotami i piędziesięciowymiarowymi wydarzeniami, które wcale nie będą lepiły się w integralną całość.
A co jeśli prowadzące do owych arcyurojonych zon portale będą dreptały bezkarnie po ziemskim padole? Wydaję mi się, że na domiar cudactwa portale te będą niczym pazerne wygłodniałe wilki, nie mogące oprzeć się ludzkim kreaturom, wchłaniając je. Czasem z ówczesnym zamysłem, z konkretnego powodu, a czasem bardzo bez niego. Podejrzewam, że te żarłoczne bestie zwykle będą się chwytały jednostek rachitycznych, najsłabszych ogniw, czarnych owieczek, i zagubionych dziewczynek z zapałkami (zapałki dla zmyły często zostają zastepowane innymi przedmiotami, substytutami). Przełykami portali, bądź kanałami międzywymiarowymi, jak kto woli, ofiary będą przedostawały się do stref zróżnicowanych niczym cyrkowe atrakcje. Wszystko w zależnosci od tego gdzie potencjalny wyrzutek losu będzie pasował.
Rzucićmy się z prądem wyobraźni, myślę, że wtedy stek tych fikcyjnych absurdów nie zostanie poroniony.




Po bezlitosno-nienawistnym świecie błąkała się kiedyś osierocona panienka. Wygnana z serc rodzicieli swych od dawien dawna. Jak ją ochrzczono, nigdy się nie przyznawała. Nawet w myślach. Sama zwykła nazywać się Nostalgią. Ewidentnie zaliczała się do grupy zagubionych dziewczynek z zapałkami, których było co nie miara. Ten przypadek odznaczał się jednak niewiarygodną wrażliwoscią, wrażliwością egzotycznej rośliny jednosezonowej. Łakomy kąsek dla żądnego krwi i kości portalu. Bez chwili nawysłu usidlił bezradne dziewcze, porywając je w paranormalną podróż po przestworzach za wyimaginowanym biletem w jedną stronę.






Imitacja świata w której się znalazła mieniła się tysiącem przytłumionych barw i staromodnych kształtów. Oszołomienie jakie ją rozpierało sięgało zenitu. Wszystkie członki jej ciała czuły się nieswojo do tego stopnia, że zaczęły uprawiać makabryczny taniec rytualny, który Nostalgia odbierała jako drgawki. Gdy jej puls i cisnienie unormowały się, dziewczyna poczęła ostrożnie się rozglądać. Za wszelką cenę starała uniknąć szoku percepcyjnego. Zewsząd otaczały ją klamoty wszelkiego kalibru. Każdy z nich, bezwyjatku, jakby tendencyjnie ukurzony. Pokaźna kolekcja zapuszczonych i zapomnianych przez wszystkich bibelotów. Nostalgia zaczeła wyraźnie odczuwać, że uchodzi z niej wszystek racjonalizmu jaki udało jej się przez życie nagromadzić. Intryga. Pojawiła się intryga. Bez ogródek wyparła lęk i dyskomfort jakie myszkowały jeszcze przed momentem po wnętrzu dziewczyny.

Ostatkami świadomości ze sterty XVIII-nasto wiecznych miniaturkowych rzeźb i figurek udało jej się wygrzebać uzupełniony woskiem świecznik. Na jego podstawie usytuowany był amorek zastygniety w wiecznie trwającym podskoku. Objęła go w pasie, wskrzeszając tym samym płomień na czubku świec, które kurczowo podtrzymywał. Tym oto sposobem pojaśniało nie tylko zagadkowe pomieszczenie, ale też lico panny Nostalgii. Władając światłem, postanowiła spenetrować zagraconą klitkę, nim zacznie dokładać wszelkich starań by się z niej wydostać.




Nie zdąrzyła mrugnąć ni prawym, ni lewym okiem, a już znalazła się na drugim końcu swej obecnej enklawy. Bezwiednie zabrała się za zakłucanie stoickiego spokój enigmatycznym fotografiom utopionym w antyramie. Pierwsza z nich przedstawiała Dostojną Damę o nostalgicznym spojrzeniu. Nostalgia wcieliła się w rolę detektywa w spódnicy, dzierżącego w ręce świecznik miast lupy. Zbliżyła go do obiektu swoich dochodzeń, badając go tak skrupulatnie jak tylko potrafiła. Konsternacja ukuła z całych sił. Dama za szklaną barykadą przesunęła wzrok na bladą jak gips twarzyczkę Nostalgii. Rozchyliła wargi i wydobyła z siebie melodyjny dźwięk.

- Czasy palenia czarownic żywcem przeminęły z wiatrem jakieś V wieków temu, nie chcesz chyba ponownie tej jakże prymitywnej tradycji zainicjować?

Pod Nostalgią ugięły się kolana, kąt między łydką a udem mierzył sobie góra 100 stopni.

- Przepraszam.

- Kogo przepraszasz? Martwe, nic nie warte obrastające kurzem zdjęcie? Czy też nienagannie pałską staruszkę? Daj sobie siana. dobrze Ci radzę. Wystudiowaną kurtuazją niczego tu nie osiągniesz. - odburknął zarozumiale element niezupełnie martwej natury.

- Gdzie ja jestem? - odparła tak trzeźwo jak tylko umiała.

- Dokładnie w 550 Wymiarze Pozawszechświatowym na ulicy Bezkresnej Zapominajki.

- Skąd ta iście poetycka nazwa ulicy?

- Zdejmij mi no tylko z buziuni ten sardonistyczny uśmieszek, bo to jest to co działa na mnie jak gryzący sweter na skórę. Drażni mnie. O niebo lepiej. Niewinność jest nieprzemijalnie mile widywana. - skwitowała kobieta, podtrzymując górnolotny ton.

- Mogę liczyć na wyjaśnienia z Pańskiej strony? - dziecina nie dawała za wygraną, indagując coraz to bardziej cedząc słowa.

- Rozbawiasz mnie. Ale niech tam. Nazwa ulicy jak bystrze mogłaś się domyślić bierze się od tego co się na niej znajduje. Wszystko co cię tu tak perfidnie otacze to rzeczy, które wieki temu popadły w nieodwracalne zapomnienie. Jesteśmy wyrzutkami, nad którymi miłosierne portale ulitowały się eksmitując z wysypiska śmieci do jedengo z pozawszechświatowych wymiarów. Jeżeli nie nastąpiła pomyłka, co zdarza się epizodycznie, jesteś jedną z nas. Jesteś istotką skazaną przez swoich opiekunów na wieczną tułaczkę życia. To dość przykre, ale nie łkaj tylko, powietrze tu i tak jest zbyt wilgotne.

- Nie mam najmniejszego zamiaru. Fakt, który pani stwierdziła stał się dla mnie oczywistością 2 lata temu. Chcę tylko wrócić na ziemię i pal licho wieść tułacze życie. To niewątpliwie lepsza perspektywa od spędzenia młodości wśród staroci które od zawsze były i zawsze już będą martwe.

- Waż słowa, bo z tego co zaobserwowałam twoja gębka robi się coraz to bardziej niewypażona. Jeśli chcesz uzyskać jakąkolwiek pomoc, po pierwsze poweźmij szacunek dla mojej martwej osoby, po drugie wyświadcz mi przysługę. Przystajesz na to?

- Nie widzę słuszniejszego wyjścia. Co mogę dla Pani zrobić?


- Odnajdź proszę mojego męża i pozwól mi raz jeszcze na niego spojrzeć.


- Nie lada wymagania!


- A kto powiedział, że wolność przychodzi z łatwością. Mój luby znajduje się pośród innych klamotów. Wyszperanie go nie powinno sprawić Ci większego kłopotu. Zostaliśmy okrutnie rozdzieleni i rozrzuceni po dwóch różnych końcach tego świata. Co za ironia losu. Odzyskanie go byłoby najrozleglejszym szczęściem.

Nostalgia odpłynęła już w połowie jakże ckliwej, chwytającej za skrawek serca tyrady. Z popłochem zaczęła przerzucać wszystko co się po drodze napatoczyło. W mgnieniu oka wykopała sekretny portret spod wysypiska obrazów, które roztaczały wokół siebie lekki fetor tandety. Przetarła go nieco urywkiem rękawa, by upewnić się, że widniejąca na nim postać to samiec. Gdy nagle do jej uszu przywędrował męski bas stała się pewna swego.

- Czym sobie zasłużyłem na względy tak powabnej duszyczki? - zagaił nonszalancko.


-Tym, że przekonanie mówi mi, że to Pan, a nie nikt inny. Proszę mi wybaczyć jeżeli tym sposobem zbrukam pański honor, ale jestem zmuszona Pana podźwignąć.

Wedle swojego uprzedzenia, wzięła Mężnego Męża pod pachę i ruszyła z nim przed siebie. A przed sobą miała góra 2 metry. Oczami mrówki, bądź roztocza szmat drogi. Dotarłszy pod popiersię Dystyngowanej Damy, z dumą ukazała swoją zdobycz. Zleceniodawczyni trzy łezki zakręciły się. Dwie pary oczu przez które zerkała ta sama dusza, upajały się swoją obecnością. Nostalgia nie zdobyła się na czelność by przerwać tą niewytłumaczalnie magiczną chwile.

- Jestem Twą dozgonną dłużniczką, wiedz o tym. Aby transakcja dobiegła końca czas na moją dobroczynność. Aby się stąd jakimś cudem wydostać przede wszystkim trzeba dokładnie dowiedzieć się dlaczego się tu trafiło. Odpowiedzi na to pytanie najlepiej udzielisz sama sobie, z tym, że siedząc po drugiej stronie, widząc siebie jakby na opak, ale jednak wciąż siebie, nikogo innego.

- Nie chciałabym być niegrzeczna, ale mogłaby Pani ująć to mniej zawile, a bardziej zrozumiale?







Cisza. W odpowiedzi uzyskała bosą ciszę, którą przerwało pryśniecie szklanej bańki mydlanej, oprawionej drewnem i wypełnionej pergaminem. Wraz z ciszą ulotniły się fotografie, jakby rozpływając w powietrzu. Nostalgia uczuła szturchnięcie pokaźnego bodzica samotności i bezradności.

Przechytrzyła ją. Wyspryciła się. Podstępna żmijka. Wystarczyło odzyskanie męża. Odzyskanie utraconego gwarantuje powrót? Jej ostatnie rozproszone słowa nijak się do tego mają, więc zapewne na niewiele się tu zdadzą. "Odpowiedzi na to pytanie najlepiej udzielisz sama sobie, z tym, że siedząc po drugiej stronie, widząc siebie jakby na opak, ale jednak wciąż siebie, nikogo innego." Co za brednie! Co za brawurowa szalbierka. - lamentowała wystryknięta, jak jej się wydawało na dudka Nostalgia.


Poza rozpaczą nie pozostało jej nic innego jak pozbieranie się do kupy i włączenie z powrotem racjonalnego toku myślenia. Niestety tu oznaczało to popadnięcie w permanentne szaleństwo. By ją od tego uchronić cały równoległy wszechświat postanowił dołączyć do jej opozycji. Przeciwstawiał się jej potrzebom chwili, nasyłając nań porywiste zawroty głowy i obfite nudności. Biedaczysko usilnie starało stawiać im czoła, bezskutecznie. Wysuszenie ciała solidnie dawało się we znaki. Zemdlała. Omdlenie przyniosło ukojenie.





Lustro. Skoro jest to składowisko tak urodzajne, musiało występować tu i lustro.


Była to myśl, która przywróciła Nostalgię do przytomności. "Odpowiedzi na to pytanie najlepiej udzielisz sama sobie, z tym, że siedząc po drugiej stronie, widząc siebie jakby na opak, ale jednak wciąż siebie, nikogo innego." Lustro. A więc to o nie rozchodzi się w złośliwie pogmatwanej metaforze.

Olej ponownie napływał jej do umysłu, a siły witalne do ciała. Pokołowała głową z prędkością 1 km/h, aż wychwyciła je. Było nie przesadnio bogato zdobione, ale wystaczająco by wybijało się z ponurego zakątka w, którym przyszło mu dogorywać. Cały zaułek wyglądał niczym miniaturka zwierzęcego mauzoleum. Rogatych, rozpanoszonych czaszek spoczywało tam bez liku. Wizualnie przyprawiłyby o dreszcze nie jednego chrobrego śmiałka. Ale my tu nie o scenerii, lecz o zajściu całym. Mimo paraliżującej panienki bojaźni, zblizyła się do zwierciadła, które miało odegrać rolę wyrocznii wszechwiedzącej, nieomylnej i jasnowidzącej. Presja musiała w takich okolicznościach cisnąć nieprzecietnie. Nostalgii jednak nie tego pokroju rozmyślania w głowie buszowały, skupiła się żetelnie na swoich dążeniach do autonomii. Przycupnęła wizawi własnego odbicia i poczeła kontemplować swoje rysy, tak jakby zaznajamiała się ze sobą od podstaw. Szklana płyta niżeli samą siebie, po 33 sekundach przypominała bardziej tafle wodną, w której zaczęły taplać się obrazy. Ukazywały one liczne twarze, pełne serdeczności, w większości cienie nieznajomych ludzi z rozportartymi rękoma skierowanymi w stronę Nostalgii, dokładnie to czego wyrzuconej na bezludną wyspę dziewczynie dotkliwie brakowało. Bliskości drugiego człowieka. Odbierała seans jak bezlitosną kurację akupunktury.






- Pomiłuj pierw jedego bliźniego swego, potem pozwól na nowo pomiłować się drugiemu bliźniemu swemu. Co wysyłasz powróci do ciebie, co przyjmiesz pozostanie przy Tobie.

Ku zdumieniu Nostalgii słowa te niemal prorocze wykrzesało jej rozmyte odzwierciedlenie. Przenigdy nie śmiała uważać się za osobę grzeszącą inteligencją i przenikliwością, a więc zaskoczenie jej było tym większe. Powiadają czasem światli ludzie i nie tylko, że zamiast bezustannie radzić innym, powinniśmy pierw sami zastosować się do swych rad. Za tymi słowami postanowiła udać się Nostalgia. Stawiając tiptopowy kroczek za kroczkiem dobrnęła do uwikłanego pustką Lisa, który został brutalnie odebrany swoim organom wewnętrznym przypuszczalnie kilkadziesiąt lat temu. Trwał w rozłące, nie oddalając myśli o swych ukochanych płucach, mięśniach, żołądku i sercu nawet na sekund pięć. Starał się wytrwale pamiętać o nabieraniu świeżego, jutrzenkowego powietrza w płuca. Starał się nie mniej wytrwale pamiętać o poruszaniu się przy pomocy mięśni ze zwinnością wiewiórki. Starał się równie wytrwale nie zapominać o smaku cierpkiej krwi i surowego kurzego mięsa. A przede wszystkim starał się wytrwale pamiętać różnorodne uczucia jakimi potrafił darzyć każdego z osobna. Pozostały mu jedynie wspomnienia, którymi karmił swoją spreparowaną skórę dzień w dzień. Nostalgia poczuła żałość, bo posiadła tu umiejętność odczytywania cudzych pragnień jak wspomnień zapisanych na stronnicach pamietnika. Niebywałe, iż w miejscu nieodwracalnego zapomnienia możliwe do ziszczenia stawało się wszystko, o ile intencje były czyste, a determinacja potężna. Dziewczyna ostrożnie zbliżyła dłoń do rozpiętego na ścianie lisowego futra. Nim je stamtąd zdjęła pomuskała opuszkami palców jego powierzchnie, aby mogło oswoić się z ciepłem bijącym od jej ciała. Wolała uniknąć popażenia. Dośc już się biedaczysko nacierpiało za swego żywota i po nim. Gdy to uznała za stosowne, oddaliła skórę od chłodnej jak lód ściany i przywarła do niej własnym ciałem. Tuliła ją i głaskała z taką czułością, że ocuciła jej właściciela.





Jak nadmuchiwany balon lisia skóra zaczęła nabierać swojej utraconej trójwymiarowości. Gdy jej prawowity pan odzyskał nad nią władanie złożył na policzku swojej wybawicielki mokrego liza. Dziewczyna momentalnie rozpromieniała, co uznał za przyjęcie podziękowań. Nim się ulotnił, wskazał swoim lśniącym w świetle świecy, nowonaostrzonym pazurem wisielca pokutujęcego na sąsiedniej ścianie za czyny swoich oprawców. Nostalgia pojęła w mig, że jest to kolejny przystanek parapsychicznej podróży, którą przyszło jej odbyć. Bez namysłu wyruszyła na podbój czyhającej nań misji. Makabryczny widok nie odrzucił jej, mimo bardziej kruchego od zwietrzałego cistka serducha. Seria wydarzeń, na które się tu napotykała uodporniły ją przykładnie. Uzbroiła się w pokaźny zapas empatii, wygrzebanej ze wszystkich zakamarków jej osobistej sfery uczuć i z owym arsenałem stanęła na baczność przy osobniku w opałach. Swój dogłębny brak teorii z zakresu telepatii postanowiła niezwłocznie zastosować w praktyce. Czy się powiodło? A jakże.







Porcelanowo-lalkowe wahadło zdradziło bez krępacji swoje największe strapienie, które i Nostalgia podzielała. Bowiem zarówno ona jak i Porcelanowy Królewicz nim zostali zepchnięci do zakresów wszechświata nie zaznali, ani smaku, ani nawet woni prawdziwej miłości. Wszelako był to bezcenny skarb za którym tęsknili najbardziej, mimo, że jeszcze go nie odszukali i nie dostali w posiadanie. Tęsknota ta była tesknotą podświadomą, a to własnie ona, ze wszystkich odmian tesknot okazała się najbardziej dojmującą.

- 550 Wymiar, wymiar nieodwracalnego zapomnienia, powinien być raczej uwieńczony nazwą nigdy niezaspokojonej tęsknoty za nieosiągalnym. Rzuca się tu ona w oczy, o niebo bardziej, niżeli samo zapomnienie. Ofiaruj mi swoją miłość Porcelanowy Królewiczu, a wrócimy skąd przybyliśmy, osiągając nieosiągalne, i pokonując niepokonane - mocarną tęsknotę. Naszego największego wroga, a zarazem największego sprzymierzeńca.






Tym oto sensualnym sposobem obalili wszelkie prawa rządzące 550 Wymiarem Pozawszechświatowym znajdującym się przy ulicy Bezkresnej Niezapominajki, bądź jak przechściła ją Nostalgia - ul. Bezkresnej Tęsknoty Za Złudnie Nieosiągalnym. Wraz z prawami obalili cały wymiar, gdyż nie miał się już na czym opierać. Runął niczym budowla pozbawiona konstrukcji, a jej strawieni tęsknotą mieszkańcy zostali łagodnie odesłani do swoich pierwotnych siedlisk.


żakiet - sh
spódnica - sh
koronkowe leginsy - od Package
botki - ?
pasek - sh
krawat symulujący kokardkę - sh
torba -sh


Fot. Package