niedziela, 21 lutego 2010

"Złota Igła & Helga"

Zamiast anemicznych nici i antypatycznej wełny rajcowały tu stęgi rozbrykanej słomy i siana. Prócz igieł prymitywnych i przeciętnych, można się tu było poszczycić również jedną, jedyną w swoim niepowtarzalnym rodzaju Igłą Złotą. Szczero złotą dla rozwiania wszelakich wątpliwości. Potwierdzeniem był bijący od niej mimo podeszłego już wieku, oślepiający blask i urok osobisty. Była to mistrzyni swego fachu. Możnaby się nawet było porwać na mianowanie jej królową świata krawieckiego. A dla ulegająch jej nieopisywalnemu wdziękowi materiałów i tekstyliów była istną metalową femme fatale.





Dopóty, dopóki właścicielem zakładu krawieckiego "Złota Igła" był podstarzały niedołęga wszystko grało jak w orkiestrze, a interes kręcił się jak koła nie byle jakiej bryki, takiego ferrari chociażby. Odnosiło się wrażenie, że w tym przypadku fortuna zamiast toczyć się kołem, toczyła się linią prostą. Pasmo pomyślności. Była to nade wszystko zasługa starego piernika do reszty oczarowanego Złotą Igiełką. Pozwalał jej bowiem na ciągłe przejmowanie steru. Ta czując komfort jaki oferowała jej samowolka, korzystała ze swojego przywileju do woli. Zatapiała swoje pełne rządzy żądło w egzotycznych materiałach, które sama sprowadzała zza siedmiu mórz, i wyczyniała z nimi cuda na kiju. Potencjalną klientelę jej wyroby zarówno szokowały, jak i zachwycały swą nietuzinkowością. Tak, więc firma zbijając kokosy każdego dnia, rozrastała się, a chryzmatyczna igiełka całkowicie wyręczała wiekowego właściciela, zapewniając mu dostatnią, spokojną starość.






Pewnego sztampowego dnia, jak to w życiu bywa, pojawiło się złowrogie, niszczycielskie słowo JEDNAK. Woda w słomianym bajorku została natychmiastowo zmącona. Mianowicie pewnego sztampowego dnia wszystko się jednak posypało. Poczciwy, boguducha winien senior, który swym zachowaniem już dawno zrzekł się stanowiska szefa firmy, odszedł drogą niezbyt kretą i wyboistą, w zaświaty. Śmierć okazała się być równie spokojną jak cały kres jego życia. Wyzionął ducha na miejscu, w swoim mahoniowym bujanym fotelu, który darzył szczególnym uczuciem. Bywało tak, że zwracał się do niego jak do nieożywionego, zdrewniałego przyjaciela, na którego można zrzucić ciążące nam na sumieniu problemy, bądź po prostu zrzucić nań ciężar fizczny. Zarówno to jak i to, bujany druh, o mało bujnej wyobraźni przyjmował z pokornym milczeniem.
Na temat przykrego zajścia, które zaserwowało mu równie mocny cios jak innym, również miał niewiele do powiedzenia. Nie raczył sie nawet przyznać, że w swych ramionach skrywał niebagatelny dokument. Tastament. Wszyscy, prócz podejrzanie spostrzegawczej wnuczki, przeoczyli to. Treść testamentu bezapelacyjnie wskazywała na to, że spadkobierczynią całego majątku zostanie wnuczka Helga, której intencje nie zawsze były krystaliczne. W każdym bądź razie, zgon i zaskakująca wola zmarłego wprowadziła do błogiej harmonii zakładu krawieckiego nie lada zamęt.




Złota Igła przeczuwała nadchodzące fale zagrożenia.
Zdematerializowana wola świętej pamięci Horacego bezlitośnie rwała się do wypełnienia. Na imię było jej Helga. Podpisując w nieludzkim pośpiechu pismo za pismem, dopięła swego. Akt własności dostał się w jej łapczywe łapska, nie było odwrotu. Wtargnęła ze swoimi buciorami na teren celująco prosperującego zakładu, i zadeptała wszystko z czego słynoł. Miotała zachłannością i materializmem, dlatego też obyczaje które dotychczas tam panowały, zostały nie tyle zahwiane, co pełnopłaszczyznowo pogwałcone.





Helga solidnie zakasała rękawy wszystkim podwładnym. Czy to ze złota, czy to ze słomy, czy to z krwi i kości. Nie baczyła na to. W jej obliczu wszyscy byli tacy sami, tak samo nędzni. Byli jedynie siłą roboczą, zlaną masą, która stanowiła paliwo do maszyny, którą Helga sama konstruowała i nadzorowała. Suwerenność została wyrzucona do lamusa bez cienia skrupułów. Teraz to Helga była głową, mózgiem operacyjnym i wreszcie twarzą całej firmy, która swoją drogą została rychło przechrzczona. Nadano jej naturalnie imię obecnej właścicielki - "Helga i spółka".




Złota Igiełka spoglądała na pejoratywną reformę z rozpaczą. Wszystko to czemu się poświęcała bez reszty zostało jej o tak sobie odebrane. Nie mieściło się jej to w jej calineczkowatej główce. Lata jej świetności przejęło w mgnieniu oka krnąbrne, chciwe, wielkomieszczańskie babsko. Na dodatek jeszcze niezasłużenie, bo z tego co było Złotej Igle wiadomo, to nie można było jej nazwać przykładnym wnuczęciem. Odwiedzała dziadka, który bez wątpienia znaczył dla niej tyle co pierwszy lepszy włóczykij, raz na ruski rok. Przy dobrych wiatrach. A każda wizyta składana była z czystego obowiązku. Nurtowało ją więc pytanie, po kiego grzyba i z jakiego grzyba dziadek przepisał na nią cały swój dobytek z namiastką (i tu pomyślała o sobie, bo do starego piernika wcale nie należała, a teraz czuła się jak rasowa niewolnica). Tak czy siak biorąc pod uwagę, to jak zaciekle była do pracy zaganiana, nie miała zbyt wielkiego pola do popisu przy rozwikłaniu tej intrygi. A nawet gdyby próbowała momentalnie zostałaby zwietrzona przez wszystko widzącą Obmierzłą Helgę, jak to zwykli ją po jakimś czasie nazywać.






Ogólna sytuacja przedsięwzięcia zdawała się dąrzyć ku bezdennej beznadzieji, klęsce o jakiej sprawczyni zamieszania nie śniło się w najczarniejszych koszmarach. Marna przyszłość była tak ewidentna, że tylko zamydlone oczy Helgi tego nie dostrzegały. A jej uszy były tak samo zatkane na rady innych, jak jama ustna na pochlebstwa. Jej osoba była kolejnym wcieleniem zaślepionego rządzą władzy i bogactwa tyrana. Na domiar złego sknerowatego tyrana. Słów pochwalnych szczędziła dla pracowników, podobnie jak wynagrodzeń. Po pewnym czasie, z powodu nieznośnych warunków pracy igły, maszyny do szycia, kępki siana zaczęły składać rezygnacje chórem. W rezultacie wszystkich swoich "pomocników" mogła na palcach u swej jednej, zbrudzonej dłoni zliczyć. Klienci instynktownie zaczęli omijać zmieniający się w ruinę, z powodu braku remontu warsztat coraz to szerszym łukiem. Budynek świecił pustkami, tak mocno, że bez większego wysiłku można było dostać oczopląsu. Obmierzła Helga wpadła w panikę, która błyskawicznie przerodziła się w pokaźną histerię. Czyżby nie nawykła do samotności?






Złota igła, która obrastała kurzem coraz to bardziej, postanowiła wykorzystać dogodną do podejścia Helgi fortelem sytuację. Z zaparciem, godnym człowieka z niedoborami błonnika w organiźmie, oznajmiła, że niedolę sprowadzoną na ich firmę weźmie na swoje braki. Helga nie pojmowała się z wdzięczności dla tej miłosiernej istotki. Ta jednak miała w tym wszystkich cel własny. Za wszelką cenę pragnęła wyłudzić od parszywej kobiety całą prawdę na temat testamentu, w którego autentyczność powątpiewywała. Ofiara fortelu po krótkotrwałym trzymaniu języka za zebami, wyśpiewała wszystko jak na spowiedzi, uciekając się tym samym do aktu desperacji.


Okazało się, że wola zmarłego była porządnie naciągana, tak jak to złoty instynkt Złotej Igle podpowiadał. Grubo miesiąc przed swego rodzaju tragedią, wnuczka przypomniała sobie o zamożnym dziadku i usilnie starała się go podłechtywać. Mało tego, wzorowo zaczęła wzbudzać litość w jego miekkim niczym gąbka sercu. Nawciskała do jego naiwnej łzepetynki, łaknej uwagi i czułości ze strony rozdziny, steku bzdur o tym jak to się obecnie tapla w błocie rozpaczliwej nędzy i biedoty. Utrzymywała również, że nie zanosi się na poprawę. Tak więc szczodrobliwy staruszek, idąc za swoją dobrodusznością, zdecydował się oddać ufnie cały swój dobytek marnotrawnej wnuczce, która wydała mu się być w gruncie dobrym, ale zagubionym człowiekiem. Dziewczęciu udało się trafić w moment, gdyż długo na łaskę czekać nie musiała. Bezstronny czas pokazał jednak, że jej charakter strawiony głownie chciwością i zaborczością, nie był w stanie spożytkować majątku należycie. Dotknęła dna, i nadal dotykała, wszystko na oczach Złotej Igły, która w przypływie miłosierdzia pomogła jej się w końcu z tego dna odbić. Helga, której udało się pozbyć pierwszego człona w nazwie, doznała katharsis. Teraz była już nieco mniej obmierzła, a bardziej ludzka, jadnakże niektórych drażniących cech charakteru nie udało jej się wyzbyć do tej pory. Złota Igła była zdolna to bezustannie przełykać, i mimo wszystko świeciła lojalnością jako jej przyjaciółka, którą poznała w biedzie.









Zakład krawiecki "Złota Igła & Helga" został solidnie wyremontowany, a prace wznowione. Z predkością światła odzyskał zamieszchłą renomę i prestiż, które zostały utrzymane jeszcze przez wiele pokoleń. Naturalnie do czasu, aż w rodzinie nie pojawiła się kolejna tępa zakała, która ponownie obróciła lat pracy przodków w niwecz. W końcu fortuna kołem się toczy.





Spódnica, wsparta starym drutem, ukształtowanym w rondo - SH
Czarna bluzka - SH
Chusta - SH
Korale - Indie shop
Glany - SH
Rajtki - Bieliźniany
Rękawiczki, epizodycznie (gdy mi już skostniałe place zaczęły wymiekać) - Nelki :*




Photos by Package :*.

13 komentarzy:

  1. świetna sesja, a spódnica mnie zachwyciła :) chyba nie muszę pisać jak lubię oglądać i czytać twoje posty ?

    OdpowiedzUsuń
  2. twoja kreatywność mnie zawstydza....wspaniale robisz to co robisz!

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem jedno: SPÓDNICA.
    Pozwolę dodać sobie Twój blog do obserwowanych.

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoje teksty są niesamowite, tak samo jak stylizacje. Masz na prawdę swietne pomysły.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chrzanek PROSTO22 lutego 2010 17:14

    DOBRY RAP OD TYLU LAT

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko, jak ja lubię odwiedzać Twojego bloga! Zdjęcia od zawsze mnie zachwycają i te Twoje ogromne oczyska :D No pięknie! A spódnica - marzenie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zachwycające zdjęcia utrzymane w świetnym klimacie - folkowa spódnica mnie urzekła. A teksty bardzo dobrze się czyta - masz wieeeelką wyobraźnię.

    OdpowiedzUsuń
  8. Muhahaha. Mroczny nastrój ogarnia zakład krawiecki; w progu drzwi pojawia się Einstein.
    Historia dość wymyślna, jak na taką ilość teksu. No i oczywiście składnia. Ach.
    Ja osobiście chciałbym na blogu więcej naturalności i uśmiechu. Takiego zadziornego.
    Nie wypowiadam się na temat ubioru, ale korale są the best ;)
    No i cóż pozwolę sobie jeszcze pozdrowić panią fotograf.

    bardziej mroczny niż zwykle
    Einstein.

    OdpowiedzUsuń
  9. wow, jestem pod wrażeniem całości bloga ;) Po pierwsze, masz fenomenalną mimikę twarzy! ;)) Po drugie, wyszperałaś w Second handzie glany, a to już niemal akrobatyka.Przyjemnie się czyta, zacznę obserwować

    OdpowiedzUsuń
  10. cudny zestaw ! świetny blog ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ależ Ty jesteś ładna! Widać w Tobie dziecięcy zapał i entuzjazm, chociaż słów używasz w naprawdę dziwny sposób :)

    OdpowiedzUsuń
  12. jestem oczarowana twoją charyzmą.... świetne zdjęcia, ktorych nie powstydziłby się nie jeden magazyn modowy

    OdpowiedzUsuń