niedziela, 28 marca 2010

Dolina Erudycji i Jej Pan i Pani.

Dźwigamy dwa bagaże. Bagaż przyszłosci i bagaż przeszłości, które działają jakby klepsydrycznie. Z początku jeden jest pusty, a drugi tak przepełniony, że udźwignięcie go sprawiłoby nie lada trudność nie byle jakiemu kulturyście. Z czasem jednak z bagażu przepełnionego, kilogramu po kilogramie zaczyna ubywać, na rzecz bagażu pustego, który zaczyna masy nabierać. Przywodzi to na myśl piasek ulatniający się z jeden szklanej komory klepsydry do drugiej. Z tą różnicą, że w przypadku bagaży otwarty jest jedynie jenden z nich. Drugi, aż do ostatecznego opróżnienia pozostaje niezbadany. Jego pełne poznanie gwarantuje pozbycie sie obydwu, i napełnienie obolałych ramion i nadwyrężonego kręgosłupa niewymowną ulgą.


Podreptywała teraźniejszo i chyżo. Taka jedna bezpretensjonalna obieżyświatka.

Uczepiił się jej cień przyszłości którego chciała sie pozbyć. Przyszłości nie można odciąć od tak sobie. Co za purnonsens strzelił jej do głowy?! Wszak z przeszłością jest jak cieniem. Przeszłość, która nie dawała się odciąć, raz była zamierzchła, a raz tak nieopodalna, że można ją było bez większego trudu pomylić z teraźniejszością. Gdzie by jednak nie popatrzył była cienista, a rzetelnie tłumiona przez prawowitą teraźniejszość, dawała się we znaki umiarkowanie często. Jakby tego było mało na ramieniu nosicielki swego losu, zawisła zwinięta w kłębuszek, bądź guzełek może nawet prędzej, przyszlość. W odróżnieniu od skażającej przeszłości, przyszłości nie chciała się pozbyć za nic w świecie, poprzez chociażby pozostawienie na bruku. Była zbyt fascynująca, i zbyt obiecująca. Niekiedy odległa jak Mongolia, niekiedy bliska jak Słowacja, nie mniej jednak zawsze równie fascynująca.





Tobołek dyndał beztrosko, uwieszony na kiju. Kij uginał się pod ciężarem dyndaka tak pokaźnie, że na jego powierzchni zaczeła wytyczać się trasa przyszłego peknięcia. Kij jeden tylko wiedział, że kroi się podwójne peknięcie. Był on bowiem medium, miedzy przyszłoscią, a jej właścicielem. Nie pisnął jednak ani słówka. Czekał cierpliwie. Los niejakiego poprzecznie prążkowanego dziwadła, które zwykło płatać ludzkim istotą figle i pękać bez ich pozowlenia, nie leżał w jego interesie. "Serce idzie utrzymać w jedym kawałku, w nienaruszonym stanie póki jest drewniane", pomyślał, po czym myśl o organach wewnętrznych odgonił, podobnie jak odganiał nekajace go wizje przyszłości i natrętne muszki co rusz go obsiadające. Skupił się na falującej za nim drodze, chowając język za drzazgami.

Wyczuwale było dla Naturalistki rozkojarzenie towarzyszące kijowi gdyż co chwila obsuwał się z jej poirytowanych swoją dolą ramion. Uparcie upominała go i wyrywała z niemych dywagacji. Znacznie jej to bowiem wędrówkę utrudniało. A dystans, który się przed nią rozpościerał nie szczędził jej kilometrów. Starała się go pokonywać, ze sprawnościa młodego boga. W końcu przystanęła jednak, gdyż sprawowanie Kija Jasnowidza było nie no zniesienia.


-Co z tobą u licha? Cel nasz odległy, więc nie rozrzedzaj mi ruchów z łaski swojej. Wietrzę kolejną wizję przyszłości. Podzielisz się skoro już przycupnęlismy? Jakiej treści wiadomość otrzymałeś od zawartości zawiniątka, które Ci ciąży?
- Pppp... Pęknie Ci... Pęknie Ci Kij Twój Jasnowidz znaczy się, lada moment.
- Nie pekaj brahu, nie pękaj, bo serce mi pęknie, a wtedy obydwoje będziemu straceni. - a to przenikliwa bestia, przejrzała mnie na wylot! Pomyślał zdumiony Kij Jasnwidz.

- Zostało nam niewiele czasu. Wedle przepowiedni Twoja zagłada zbliża się milowymi krokami. Prócz pęknięcia mojego szkieletu świeci sie również pekniecie Twojego serca. Twoja zagłada depcze nam po piętach. Los nasz nieuchronny pani najłaskawsza, przyjaciółko najserdeczniejsza. Pozbyć się go możemy w sposób jeden jedyny w swoim rodzaju.

- Absolutnie. Nie będziemy uciekali się do ostateczności! Dobrze zdajesz sobie sprawę z tego jak tragiczne w skutkach by to było. Nastąpi to dopiero po dotarciu do Świątyni Omnibusa, on nam pomoże. Tylko jego rozsądek może się mierzyć z otchłanią przyszłości. Nie pękaj wiec brahu, nie pękaj.

- Zaiste. Nieznaczne opróżnianie zawiniątka, mogłoby skończyć się wysypaniem wydarzeń niezbędnych, które w rezultacie doprowadziłyby do zahwiania misternie utrzymanej równowagi we wszechświacie. To odpada. Ryzyko zbyt wielkie. Wstrzymamy sie więc dla dobra nieuchronności.

- Nie pękaj brahu, nie pękaj. - Takim o to pokrzepiającym akcentem zakończyła Naturalistka posiedzenie i zapoczatkowała dalszą podróż opierając się na wzorowo piechórskich stopach.





Świątynia Omnibusa znajdowała się w sercu odludzia. Aby możliwość przetrwania tam, równała się więcej niż zeru, wystarczyło odznaczać się niepojmowalnym dla społeczniaków samotnictwem, oraz niepojmowalnym dla humanistów mizantropizmem. Obie te cechy były nieodzownymi domenami Naturalistki. Tak, więc dopóki trudny do zdzierżenia kij trzymał swe emocje na wodzy, cień przeszłości nie podstawiał jej nóg, a zawiniątko przyszłości nie przybierało na wadze, dopóty kroczyła pewnie, nie dając się zatrzymać nawet ostro zakończonemu kamieniowi balangującemu w bucie. Gdy dbrnęła do rozwidlenia dróg pozwoliła sobie na wątpliwości. Jeden ze szlaków był kręty, i prowadził w dół doliny. Przywoływał na myśl serpetntnę wyłożoną muszelkami, wszelkich gabarytów. Drugi natomiast jakby na siłe chciał się sprzeciwić swojemu sąsiadowi, był antagonicznie prościuteńki jak autostrada, i prowadził pod górę. Awykonalnym było doszukanie sie jego kresów gołym okiem. Naturalistka w geście załamywania rak, znowu chciała zabierać się za rozwiązywanie zwiniątka, ale tak samo jak razem poprzednim, Kij Jasnowidz bronił sekretów przyszłej gehenny dziewczyny zaciekle.

- Nie możesz wiecznie polegać na tym bezbronnym zawiniątku. Napewno jest słuszniejszy sposb na upwnienie się która droge obrałaś w przyszłości. - zaprotestował kompan.

- Jakież to utrudnienie, ten brak znajomości tego co nas czeka. Wydaję mi się, że wyczekuje mnie ścieżka wybrukowana piaskowcem. Wyglada tak, jakby wyciągała do mnie swoje otwarte ramiona. Jest taka prostolinijna, a to co prostolinijne z regułu właściwe. Brakuje mi jednak pewności. Może to pozór.

- Zerknij na pobocze drożyny z piaskowych płytek i drożyny z muszelek. Przed każda z nich obija się na nieskoszonej trawie bliżej nieokreslony typek. Podejdźmy i spytajmy się czy mają pojęcie o tym, przy czym legli.

Zbliżyli, więc nosa, ale Naturalistka zaraz odsunęła go z powrotem zostając odrzucona stęchłym fetorem. Z poczatku nie wierzyła własnym nozdrzą, ale gdy ośmieliła się zbliżyć raz jeszcze, nie miała watpliwości. Mała, zleżała istotka cuchnęła jak legiony rozkładających się sunksów - sunksów zombi. Odór był wręcz widzialny, wręcz namacalny, ale z pewnością nieopisywalny.

- Co ty najlepszego wyprawiasz?! - zbulwersował się Kij Jasnowidz, którego drewniany zmysł powonienia od poczęcia odmawiał mu posłuszeństwa.

- Ten ususzony cudak, capi jak stopy ogra po tygodniowej tułaczce. - wyjaśniła zdrętwiała ofiara smrodu, a Kij Jasnowidz zachichotał na tę wieść, co jeszcze bardziej wyprowadziło ją z równowagi.

- Kimże jesteście wonni przyjaciele? Musicie być niezwykle pracowici skoro tak smakowicie pachniecie. - zagaił jeden z roślinnych degeneratów, a z paszczy to mu śmierdziało, tak, że badziej wrażliwy to by trupem padł.






- Na imie mi Naturalistka. A to mój druh Kij Jasnwidz. Jak się ma zapach do pracowitości, bo chyba nie chwytam, ale pan to wytwornością zapachu nie grzeszy.

- Ma się i to grubo. Otóż moje ty pachnidełko na dwóch kończynach, smród to kara za lenistwo mówiąc najprościej. Jestem przysłowiowym Leniem Śmierdzącym. Leżę na trawie i nic nie robię cały dzień. - przyznał się bez ogródek.

- Nie chcesz się tego pozbyć?

- Lenistwa czy smrodu?

- Jedno idzie z drugim w parze, z tego wynika.

- Zaiste, zaiste. Pozbyć się tego chcę nie za specjalnie. Dobrze mi z tym. Taka moja natura. Ja próżnuje, a inni harują. Jestem jedym z elementów utrzymującym równowagę w przyrodzie. Gdyby nie ja, wszytsko to poszłoby z dymem. Choć o pracy czasami lubię sobie pomarzyć.

- Hmmm. Skoro tak, to można uznać, że się w pewnym sensie poświęcasz dla dobra sprawy. Tak, więc nie bede Cie namawiała do zmiany stylu życia. Mam wszelakoż niebagatelną prośbę.

- Jeżeli tylko będzie mi się chciało, to ją spełnię. Wydajesz się być rezolutna, a takie to zawsze urzekają.
- Dokąd prowadzi droga przy której leniuchujesz? - spytała pełna nadzieji.

- Ojojoj. Będę musiał wytężyć moją ususzoną pamieć. Wydaję mi sie, że po paru krokach wzdłuż owej drogi trafia się do Doliny Erudycji, którą włada jakiś Alfa i Omego. Czy jak to mu tam.
- Chcesz powiedziec Onibus?

- Tak, tak. W istocie. Onibus. Podstępny monarha z niego. Podobno już nie jedną niewiastkę omamił swą bezdenną wiedzą i przenikliwością. Słyszałem różnorakie legendy na jego temat. Jeżeli to do niego się udajesz, miej się na baczności. Poznanie nieznanego to ogromna pokusa. Nie daj się zwieść wszechwiedzy, nie powinna ona przysłaniać całego świata. Miej się na baczności dziewczyno. Wiedząc wszystko można równie dobrze we wszystko zwątpić.

- Wysiliłeś się tym razem. Nie ma co! Dziękuję za rady, ale nic mnie już nie powtrzyma. Obiecuję trzymać rękę na pulsie. Wielce mi pomogłeś! Jestem twą oddaną dłużniczką. A teraz muszę już pędzić przed siebie.

- Potyraj za mnie co nieco to będziemy kwita. Do widzenia pachnidełko na dwóch kończynach!

- Żegnaj Leniu Śmierdzący!


Nasza piechórka nie zdążyła postawić dziesiatego kroku z kolei, a już uczuła że ktoś, coś, gdzieś w nią tchnął. Wszystko co tego tyczyło było zupełnie bliżej nie określone. Jedno było pewne, zmieniły się reakcje jej zmysłów. Wszystko było wyraźniejsze. Tak jak to oczom astygmatyka, po włożeniu dopasowanych doń szkieł, ukazuje sie wyraźniejszy świat, tak i jej się teraz taki ukazał. Przekroczyła barierę oświecenia. Oznaczało to, że dotarła na miejsce, a panoszący się do tej pory okurantzm został zażegnany.





Każda najdrobniejsza komórka jej ciała, każdy atom, który się na nią składał, mógł poszczycić się intelektem dorównujacym freudowskiemu. Światłość umysłu Omnibusa była zakaźna. Zarazić sie nią można było w promieniu 10 km., zarówno droga kropekową, pokarmową, jak i inhalacyjną. Unikniecie zakażenia było przpuszczalnie niemożliwe. Naturalistka nie znała dokładnej przyzyny jej olśnienia, mimo że znajdowała się wprost, na wprost jej bystrych ślepi. Zniebieściały z mądrości, zadrapany pazurem czasu, wystawnie zapuszczony i zapomniany wehikuł. Sprawca metamorfozy mentalnej Naturalistki.






Fale w czasie sztormu, nie dorastały do piet, potędze fal inteligencji jakie wysyłała niepozorna, błękitna maszyna. Były tak intensywne i mocno skupione, że przedarcie się przez nie, było cięższe, niż zdobycie Mont Everestu. Kij Jasnowidz pragnął się wycofać jak nigdy dotąd, Naturalista jednak była nieugięta. Wyczuwał podstęp, ale ta parła dalej. Coraz to więcej intelektu pulsowało jej w żyłach, a to sprawiało jej nieprzeciętną rozkosz. Na nic nie baczyła. Była zachłanna. Łaknęła tej osobliwej substancji, która teraz zajęła cały jej układ krwionośny, bardziej niż szczęścia, bardziej niż miłości, bardziej niż czego kolwiek. Gdy dotknęła sztywnej, szorstkiej skóry okrywającej Onibusa znalazła się na rubieży rozkoszy. Rozpierał ją oślepiający blask. Tak oślepiający, że oślepił nawet jej cień.






- Witaj jaśniepani, jam Omnibus. Sługa uniżony twej urody i elokwencji. Oddaj mi swą duszę, serce i wolną wolę, a ja pozwolę Ci spojrzeć do zawiniątka kryjącego największe tajemnice nieuchronnej przyszłości, bez poniesienia konsekwencji. Mało tego, pozwolę zgłębić ci tajniki najbardziej mistycznej wiedzy, oraz uczynię Cię swą królową i obdaruje życiem wiecznym. Jesteś Pani zainteresowana ofertą? - przemówił opanowanym, klarownym, absolutnie męskim i męrdczym głosem władca Doliny Erudycji.


Naturalistce wciąż jeszcze kołowało się w głowie od natłoku wrażeń. Była paradoksalnie otumaniona inteligencją. Jej intuicja podpowiadała jej jednak, że powinna się trzymać od tego oferującego się nonszalanta z daleka. Jej rozum był wycieńczony, a ciało domagało się odpoczynku. Mimo to nadal była głodna wiedzy i nadal korciło ją by przejrzeć przyszłość na wskroś. Pokusa goniła pokusę. Na ratunek jej rozsądkowi przybył na całe szczęście Kij Jasnowidz, którego niestety nie poznała bo stała się ślepa na wszystko co nie wiązało się z Doliną Erudycji.


- Nie słuchaj tego obłudnika. Chce Cię zbałamucić, o ile już tego nie dopiął! - przemawiał do rozsądku przyjaciółki.

- Haha! Cóż to za suchelec nam tu tyle zgiełku i zamętu przyspaża. Moi podwładni zaraz się nim zajmą, tymczasem ty podaj mi swą jedwabistą dłoń i racz złożyć mi pokłon. Uznam to za przyjęcie mej propozycji.


Kija Jasnowidza bezwłocznie pojmano. Biorac pod uwagę, że teoretycznie należał do przyrody nieożywionej był bezsilny. Naturalistka została sama ze swoją decyzją, ze swoją cienistą przeszłością i ze swoją zawiniętą póki co w kłębuszek przyszłością.

- Pozwól mi pierw zajrzeć do zawiniątka. Wtedy zdecyduję. Potrzebuję zaliczki. Pewności, że mnie nie oszukujesz. - postawiła warunek.

Omnibus podumał chwilkę, podumał momencik, podumał minutkę, aż dał się przekonać iskierkom błagalnym świergocącym w oczach jego wybranki. Mocą swoją niepojętą uchylił, więc rabka tajemnicy jej przyszłości. Oczywiście miał w zamierzeniu zadbać o to, by wszystko zostało przedstawione w jaskrawych barwach. W tym celu wystarczyło napocząć zawiniątko z północno-wschodniej strony. Nieopacznie jednak stało się tak, że strony świata mózgowi na czterech kołach się pomieszały. Geografia nie była jego mocną stroną. Zamiast wspaniałości które niecierpliwie czekały na Naturalistkę tuż za framugą drzwi, dziewczyna ujrzała sytuację kontrastową. Omnibus ukazał jej jak po zaprzedaniu mu duszy nigdy nie będzie się mogła stad wydostać, choćby nie wiem jak mocno jej serce z tęsknoty za światem zewnętrznym pekało (tu też się miała wypełnić wizja Kija Jasnowidza). Ukazał jej jak z każdym dniem serce jej, które odda mu na dłoni, zacznie jej zanikać nie będąc używane. Ukazał jej jak bardzo będzie miała skorumpowaną wyobraźnię i rozum wyrzekając się wolnej woli. Naturalistka widząc to podskoczyła z przestrachu, tak wysoko, że upadając wylądowała na grzbiecie Omnibusa.





Omnibus był w podeszłym wieku, więc był bardzo podatny na wszelkie schorzenia. Jednym z nich była osteoporoza. Gdy ciężar ciała, kości, a przede wszystkim umysłu Naturalistki, który ważył już prawie tonę, obarczyły grzbiet przekletego szarlatana, kregi z jego kręgosłupa zaczęły odskakiwać niczym pchełki. Jego kruche kości nie podołały temu incydentowi. Przez to Omnibus stracił piątą klepkę, bo w głowie mu się nie mieściło, że zamiast górować nad wszystkim i wszystkimi, znalazł się tym razem widzialnie pod. Był jak po zabiegu lobotomii. Naturalistka wykorzystała dogodną sytuację by uderzyć. Będąc w stanie intelektualnego rozkwitu, siłą swego umysłu, pokonała Omnibusa.

Cała mądrosć ulotniła się w postaci błękitnego pyłu, który jego oprawczyni schowała skrzętnie w srebrnej urnie. Pył został uznany za prochy świetności byłego króla Doliny Erudycji, który został zdeanimizowany. Stąd urna. Miała wydźwięk iście symboliczny. Po deanimizacji prorok stał się najzwyklejszym, zgruchociałym pojazdem, nadajacym się jedynie na skup złomu. Naturalistka ulitowała się nad ofiarą i sporzadziła sobie z niego swoją własną Światynie Kultu Erudycji.





Ślepy cień przeszłości wzroku nie odzyskał jednak już nigdy, dlatego Kij Jasnowidz nadal murszał w lochach. Naturalistka nie uważała tego za słuszne, z niewiadomych dlań przyczyn. Po dwóch latach znaleziono w którejś z celi, jego przepołowione zwłoki. Dochodzenie wskazało na to, że obsunął się ze swojej leżanki z taką niefortunnością, iż wyzionął ducha na miejscu. Taka była kolej rzeczy. Ostatni pomost ze światem zewnętrznym został zerwany. Naturalistka została, więc sama jak ten palec, w Dolinie Erudycji po wieki wieków. I choć była karykaturalnie inteligentna czuła się bezkresnie głupia życiowo. Dzień po dniu odnosiła wrażenie, jakby rodziła się na nowo z każdym przebudzeniem. Bez wspomnień, bez umiejetności, bez doświadczenia. Każdego poranka, wraz z wypatrywaniem nadejścia jutrzenki, wypatrywała nadejścia wspomnień z ubiegłego dnia. Te jednak tendencyjnie nie przybywały. Gdy wyjrzała za nimi razu pewnego, po raz enty, z monstrualnego zawodu pekło jej serce. Został jej jedynie przepełniony zbednościami mózg, który na nic się już zdawał. Sam zatracał sie w swojej zasobności, czym sprawił, że Naturalistka zwątpiła we wszystko.





Ostatkiem racjonalności zwróciła się o pomoc, do zawiniątka, które jako jedyne napawało ją płonną nadzieją na jaskrawsze jutro. Ku jej zdziwieniu było lekkie jak okruch kurzu. Okazało sie puste. Wypełnione jedynie ciemnością i zpachem fiołków.

sukienka (właściwie to spódnica) - SH

sweter - SH

chusta, ktróą przepasanam - SH

trampki - SH




Photos by Package :*.

[*].

7 komentarzy:

  1. Ahh... wreszcie doczekałam się nowego pościdła!! Cóż jak moge rzec, podoba mi się niezmiernie. Zdjęcia jak zwylke koronują dzieło ^.^ Chce wiecej!!

    OdpowiedzUsuń
  2. nowoczesna hipiska :) świetne klimaty

    OdpowiedzUsuń
  3. :)) Stwierdzilam, o moze u Nati Paczi cos nowego i weszlam. I pieknie, strasznie mi sie podoba :)
    Deba

    OdpowiedzUsuń
  4. nie wiem na co czekam bardziej niecierpliwie... na zdjęcia czy teksty

    OdpowiedzUsuń
  5. Śledzę Twojego bloga od sporego czasu. Masz naprawdę świetne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mogłabym się dowiedzieć skąd jesteś? Województwo albo miasto?

    OdpowiedzUsuń